Pewnie wielu z Was oczekiwało nowego posta w poprzednim tygodniu, bo w końcu solennie obiecywałem. Część z Was pewnie jest zorientowana, bo regularnie czyta facebooka :) A dla wszystkich pozostałych spieszę poinformować, że od kilku dni leżę sobie grzecznie w łóżeczku z racji rany otwartej na łydce. Zrobiła mi się już jakiś czas temu gdy hasałem sobie po dróżkach sandomierskich. Mój to był błąd, bo pasa bezpieczeństwa nie zapiąłem na elektryku i przy jednym ze zjazdów po brukowej drodze, grawitacja dała mi o sobie znać :) No i kiedy nogi sięgnęły bruku, wózek ze stopkami najechał na moją prawą łydkę i.... tu pozwolę sobie przerwać, a jedynie napisać, że zaczerwienił się chodnik :) Teraz pozostało mi tylko czekać na kolejny odcinek ojca Mateusza jak poszukuje właściciela tej czerwonej plamy :) Rana z początku zaczęła fajnie się goić, a potem niestety proces się zatrzymał. Związane to jest z puchnięciem nóg i kiepskiemu odpływowi naczyń limfatycznych. Efektem jest to, że muszę leżeć, by nogi mi tak nie puchły i dać szansę tej ranie się zagoić.
Leżąc mam dość ograniczony dostęp do neta i stąd cisza tutaj. Jedynie udało mi się krótkie info umieścić na facebooku, bo z komórki posta tutaj wstawić nie jest łatwo. Od wczoraj popołudnia zrobiłem sobie przerwę w leżeniu, a to dlatego, by móc pójść na "Jezioro Łabędzie" w naszym Domu Kultury, a dzisiaj móc uczestniczyć w uroczystości 50-lecia poświęcenia kościoła OO. Franciszkanów, mojego kościoła, bo w Nim byłem chrzczony :)
Nim napiszę kilka słów o ostatnich wydarzeniach, to chciałem z Wami podzielić się pewną refleksją. Otóż leżąc sobie w łóżeczku, zdrowo się czując (rana aż tak bardzo nie boli), miałem sporo czasu, by się zatrzymać i podumać nad sobą. I ucieszyła mnie jedna myśl: nie boję się siebie, nie boję się ciszy, wręcz przeciwnie, szukałem jej!
Zwykle ludzie chcą ciszę zagłuszyć, byle czym, tylko żeby jej nie było. Nie chcą się zatrzymać i pomyśleć nad sobą, nad sensem swego życia, nie chcą siebie pytać po co i za czym tak gonią... Wyznaczają sobie kolejne cele, by zdobyć jakieś konkretne rzeczy, tytuły, poważanie u innych, wybić się z tłumu, zrobić karierę, być sławnym, choć każdy mówi: sława jest ulotna... A jednak każdy gdzieś bez przerwy pędzi... W tym wszystkim tworzą się wyrzuty sumienia, bo zapomniałem o urodzinach kogoś bliskiego, zawiodłem zaufanie przyjaciela itd. itp. No i wtedy rzeczywiście nie pragniemy ciszy, bo właśnie wtedy odzywa się nasze sumienie. Tylko niestety jest pewna zasada życiowa, że im dłużej będziemy zagłuszać swoje sumienie, tym mocniej w przyszłości się odezwie. A ja Bogu dzięki pragnę ciszy.... I nie chcę przez to powiedzieć, że jestem święty, o nie:) daleko mi do tego... Chcę powiedzieć, że w tych ostatnich dniach wchodziłem w dialog ze swoim sumieniem, bo tylko wtedy mogę lepiej siebie poznać. I dostrzegłem w sobie wiele brudu, wiele złych, czasem niepotrzebnych zachowań. No i mam teraz czas o tym wszystkim z Panem Bogiem porozmawiać, znaleźć drogę poprawy, ale też odnaleźć drogę rozwiązań danych problemów. Tak... Myślę, że dawno nie miałem tak fajnych rekolekcji, jak obecnie ;)
Będąc wczoraj na jednym z najsłynniejszych baletów, smakując lekkość tańca wykonywanego przez rosyjskich artystów, uświadamiałem sobie definicje piękna. Widać w tym wszystkim było niezwykłą harmonię, pewien porządek. I co najbardziej mnie urzekło, to poczucie wolności tańczących w pewnych określonych ramach jakim jest balet, w tym swoistym języku gestów, poza który tancerz nie ma prawa wyjść. Jedynie szkoda mi było, że u nas jest za mała scena i nie mogli pokazać pełni swych możliwości...
A z dzisiejszej mszy zapamiętam jedną rzecz: woda jest pokorna. No bo woda jest bazowym składnikiem wszelkiego płynu. Kiedy mówimy, że piję herbatę czy kawę, to nie wspominam wody, chociaż jest głównym składnikiem... Niezwykle odkrywcze i pokazujące sens pokory.
Wystarczy na dzisiaj:) Od jutra zmykam dalej do łóżka na 2 część rekolekcji, jednocześnie prosząc wszystkich czytających o modlitwę za mnie :)
Pozdrawiam serdecznie ;)