sobota, 22 grudnia 2012

Budowanie domu

Przyznam się Wam, że bardzo ciężko jest zabrać się do napisania czegoś... Ale spróbuję kilka słów refleksji nad tym, ostatnim okresem Adwentu i przygotowań do świąt...


Był to dla mnie dość owocny czas, chociaż przyznaję, że Adwent był dla mojego wzrostu duchowego dość trudnym czasem. Jakoś ciężko mi było się skupić na tym co Słowo Boże mówiło w tym czasie. Jednak to co najważniejsze dla mnie było to wyczekiwanie na Narodzenie. Z resztą tajemnica Wcielenia od dawna mnie bardzo fascynowała, bo to przejaw ogromnej Bożej Miłości do Nas, do Mnie :) W końcu Bóg zniża się do Mnie, staje się jednym z Nas. Mało tego, wiemy że oddaje za Nas życie, że to On ponosi karę za nasze grzechy, to my powinniśmy na tym krzyżu wisieć... Pokażcie mi jakiegoś innego Boga, który byłby gotów do takich poświęceń. Sprawdzałem, nie ma :) Dlatego te święta są naprawdę cudowne, bo niosą radość, ciepło i nadzieję.
Ale można się też w tym wszystkim pogubić. O czym mówię.. heh to przecież nie pierwszy taki rok, kiedy mamy "spłaszczanie" głębi tych świąt... wiecie kiedy się pojawiła pierwsza reklama związana ze świętami? A przynajmniej ja wtedy zauważyłem - 6 listopada. I tak do dzisiaj ogarnia wszystkich szał zakupów, najpierw Mikołajki, a teraz gwiazdka, na szczęście nie ma już Dziadka Mroza.. Sklepy prześcigują się w promocjach, nachalnych reklamach, nawet operatorzy sieci komórkowych chętnie by wcisnęli jakiś nowy aparat, tablet, laptop byleby tylko zarobić (sam tego doświadczyłem). Nie chcę oczywiście mówić, że w ogóle nie powinno się chodzić i kupować, w końcu danie komuś bliskiemu prezentu, to bardzo fajna rzecz, zwłaszcza jak można obserwować jego radość. Tyle tylko, że coraz częściej te święta sprowadzane są do tych rzeczy, coraz częściej laicyzacja i konsumpcjonizm przesłania nam Boga i Jego narodzenie w ubogiej stajence. Tak się zastanawiam, ilu z nas otworzyłoby drzwi komuś ubogiemu, który prosi o schronienie dla swej ciężarnej żony. I obawiam się, że ta liczba cały czas maleje... Nie jest to optymistyczne, to prawda, ale ja postanowiłem, że tutaj będę pisał to co myślę...

Jednak pomimo tego, On się narodzi, bo jest WIERNY swym obietnicom danym od wieków, to na Nim jedynym można bezgranicznie polegać, jeśli na Nim zbudujemy nasze życie, to jest szansa, że wybudujemy całkiem fajny dom :) Wszystkim czytającym takiego budowania domu życzę :)

P.S. Kochani, jeśli macie swoje refleksje związane ze świętami to zapraszam do podzielenia się nimi, a może ktoś chciałby mnie zapytać o coś, to śmiało, niech pisze. Alfą i Omegą nie jestem i nie znam się na wszystkich rzeczach, ale w miarę skromnych moich możliwości postaram się odpowiedzieć... Pozdrawiam serdecznie i świętujcie dobrze, a doświadczajcie tej Niezwykłej Miłości, która się rodzi... :)

wtorek, 4 grudnia 2012

świadectwo

Dzisiaj skończyłem pisać swoje świadectwo na prośbę kleryka Kamila, który pisze pracę magisterską o Stowarzyszeniu "Modlitwa I Czyn" w Zabrzu, którego jestem członkiem. Głównie jest skoncentrowane na moim kontakcie ze Stowarzyszeniem, a także jaki ma wpływ na mnie.

Pomyślałem, że podzielę się i z Wami, tym jak ja to przeżywam, bo jest to bardzo ważna część mojego życia. Poniżej cytuję całe świadectwo:


Mam na imię Piotr, lat 43, mieszkającą w Jaśle i jestem osobą poruszającą się na wózku inwalidzkim i niepełnosprawny od urodzenia. Najogólniej można powiedzieć, że jestem tetraplegikiem. To determinuje całe moje życie. W dzieciństwie byłem człowiekiem dość mocno zbuntowanym wobec Boga, nie bardzo mnie Jego Miłość interesowała, bo zawsze miałem gotowe pytanie: dlaczego ja?

W tamtym czasie rodzice mocno postawili na rehabilitację, dzięki której obecnie mogę się poruszać na wózku inwalidzkim i na ile pozwala mi moja niepełnosprawność, jestem w miarę człowiekiem samo decydującym o sobie. Jednak w zakresie zachowania higieny czy zaspokojenia potrzeb fizjologicznych, wymagam opieki drugiej osoby.

Moja droga edukacyjna przebiegała w miarę normalnie, głównie dzięki indywidualnemu tokowi nauczania. Ukończyłem szkołę podstawową, później I LO w Jaśle, by pójść na matematykę na WSP w Rzeszowie. Ukończyłem ją z tytułem licencjata. Kiedy czasy stały się łatwiejsze do studiowania dla takich jak ja, a także pojawiły się głębsze chęci poznania Boga, o których wspominam niżej, zaowocowało to studiami magisterskimi na KUL-u, na kierunku teologia o specjalizacji – duchowość.

W międzyczasie miałem okazję spotkać dobrych ludzi, którzy opowiadali mi o Jezusie jako swoim Przyjacielu. Jedno ze spotkań zaowocowało modlitwą uznania Jezusa jako swego Pana i Zbawiciela, było to dla mnie momentem przełomowym. To wtedy uświadomiłem sobie, że nie potrzebuję zasługiwać na Miłość Boga, bo On mnie kocha takiego jakim jestem!! Uwierzyłem Jego Miłości, co pozwoliło na otworzenie siebie na drugiego człowieka. Dzięki temu, stawałem się coraz bardziej uśmiechniętym i otwartym człowiekiem, ludzie zaczynali ze mną częściej rozmawiać, do tego stopnia, że coraz częściej chcieli zwierzać się ze swoich problemów i trosk.

Odkrywałem w ten sposób głębszy sens swego życia, ale wciąż poszukiwałem czegoś więcej. Bo jednak o wiele częstszy miałem kontakt z ludźmi zdrowymi, niż niepełnosprawnymi. A bardzo chciałem się dzielić z innymi niepełnosprawnymi, tym czym żyję. Szukałem dość długo jakiegoś turnusu rehabilitacyjnego, w którym byłaby możliwość połączenia rehabilitacji z moim rozwojem duchowym. Najpierw dzięki innym ludziom natknąłem się na dom „Uzdrowienia Chorych” w Głogowie prowadzonych przez Cichych Pracowników Krzyża, a tam opowiedziano mi o super turnusach prowadzonych przez Katolickie Stowarzyszenie Niepełnosprawnych I Ich Przyjaciół „Modlitwa I Czyn” w Zabrzu.

I tak już od 6 lat, rokrocznie uczestniczę w tych wczaso-rekolekcjach w Głogowie. To tam niejako dopełnia się mój rozwój duchowy, bo mam okazję dzielić się z innymi niepełnosprawnymi swą wiarą jak i problemami życiowymi. Poznałem mnóstwo świetnych ludzi, z wieloma się przyjaźnię, ale wspomnę tutaj o Kimś kto w jakiś sposób jest dla mnie najważniejszy. Jest nim ks. Henryk, dla mnie to raczej ks. Heniu, bo bardzo wiele nas łączy. Począwszy od ilości włosów na głowie, niewielkiej różnicy wiekowej, że nie wspomnę o ogromnym poczuciu humoru. Bardzo szybko się poznaliśmy, w końcu podobne dusze, i podobne myślenie. Ta Jego nieustanna troska o niepełnosprawnych, budziła i budzi we mnie ogromną radość, ale także szacunek. Ta przyjaźń, jak i wszystkie pozostałe, nie są zbyt często „karmione” rozmową w cztery oczy, bo dzieli mnie jakieś 250 km od nich wszystkich. To jednak kiedy myślę o nich, to tak jakbym tam był. A kiedy zbliża się czas turnusu czy też rekolekcji adwentowych lub wielkopostnych, to przyjeżdżam jak do siebie, do domu. Pamiętam ten pierwszy turnus i mocne doświadczenie otwartości wszystkich na mnie, to było tak naprawdę decydujące o tym, że chciałem wracać.

Dzięki tym turnusom, mam okazję doświadczyć niezwykłej serdeczności, miłości od wszystkich, począwszy od Henia, Andrzeja, Agi, Seby, Gosi, Beti jednej i drugiej, by skończyć na tych wszystkich osobach, które niezwykle ubogacają cały turnus. Szczególnie muszę tu wspomnieć Stefkę Maniurę, która mimo ogromnych trudności z zapisywaniem wierszy. Ma także trudności z wyraźnym mówieniem i żeby zapisać jej wiersz, który ma w głowie, trwa to do kilku niemal dni, by ktoś wpierw musi zrozumieć co mówi Stefka by potem napisać na komputerze. I kiedy porównam Ją do siebie, kiedy to nie mam żadnych problemów z pisaniem na komputerze i z wieloma innymi rzeczami, to przychodzi refleksja, że moja niepełnosprawność, to żadna niepełnosprawność. Po prostu patrząc na Nią, rozumiem co to znaczy być wytrwałym… I tak mógłbym bez końca wymieniać kolejne osoby, które mocno wywarły, wywierają, i będą wywierać ogromny wpływ na mnie.

W niedługim czasie, dzięki staraniom zarządu Stowarzyszenia, powstanie rodzinny dom dla osób niepełnosprawnych, i być może jest tam budowane miejsce i dla mnie. Nie wiem jaka przyszłość przede mną, ale jednego jestem pewien, że mając takich przyjaciół, o wiele łatwiej jest iść przez życie…

Piotr Pykosz,
Jasło

niedziela, 2 grudnia 2012

Czuwajcie więc i módlcie się w każdym czasie

Jezus powiedział do swoich uczniów:

„Będą znaki na słońcu, księżycu i gwiazdach, a na ziemi trwoga narodów bezradnych wobec szumu morza i jego nawałnicy. Ludzie mdleć będą ze strachu, w oczekiwaniu wydarzeń zagrażających ziemi. Albowiem moce niebios zostaną wstrząśnięte. Wtedy ujrzą Syna Człowieczego, przychodzącego na obłoku z wielką mocą i chwałą. A gdy się to dziać zacznie, nabierzcie ducha i podnieście głowy, ponieważ zbliża się wasze odkupienie.

Uważajcie na siebie, aby wasze serca nie były ociężałe wskutek obżarstwa, pijaństwa i trosk doczesnych, żeby ten dzień nie przypadł na was znienacka jak potrzask. Przyjdzie on bowiem na wszystkich, którzy mieszkają na całej ziemi. Czuwajcie więc i módlcie się w każdym czasie, abyście mogli uniknąć tego wszystkiego, co ma nastąpić, i stanąć przed Synem Człowieczym”.

/Łk 21,25-28.34-36/

...


No i jak z bicza strzelił, listopad przeszedł a Ja ani 1 (słownie: jednego) postu nie zamieściłem... heh ale przecież nie obiecywałem nikomu, że będę tu codziennie dawał znaki życia :) Więc tylko napiszę, że dość owocnie przeżyłem ten listopad. Szczególnie zeszły weekend bo miałem okazję dzielić się swym świadectwem na rekolekcjach parafialnych w Tarnobrzegu. Pomagałem mojemu Przyjacielowi księdzu Jackowi. Był to niezwykły czas uznawania Jezusa za Króla, zawsze kiedy mam głosić swe świadectwo przychodzi takie onieśmielenie. W końcu dzielę się swoimi intymnymi przeżyciami i zawsze rodzi się obawa: jak mnie przyjmą, zwłaszcza, że miałem do różnych grup społecznych mówić. Bo mówiłem do młodzieży gimnazjalnej w pt, a w sb rano do chorych, by wreszcie w niedzielę mówić w czasie mszy do wszystkich. Każde z tych świadectw było przede wszystkim dla mnie okazją do stwierdzenia jednego, każdy pragnie miłości, wszyscy bez wyjątku! Młodzi często próbują to zamaskować rożnymi maskami ale szukają jej bez końca. Chorzy szukają kogoś kto ich przytuli i ulży... a cała reszta jakby pragnęła zapewnienia, że ten Jezus faktycznie jest w niebie i jest KRÓLEM!!! A i dla mnie był to niezwykły czas kiedy miałem okazję widzieć jak zaczynają się ludziom oczy iskrzeć, pojawia się uśmiech na ich twarzach, by wreszcie mogli doświadczyć tej niezwykłej łaski jaką jest Eucharystia... Oj naprawdę był cudowny czas dzielenia się:)

Natomiast dzisiejszy tekst Ewangelii jest chyba niezwykle aktualny, bo chyba nam wszystkim jakoś ta dzisiejsza filozofia świata skłania do przemyśleń mocno eschatologicznych. Słowa Jezusa są bardzo jasne i wyraziste, jeśli będziemy przy Nim trwać, to nic nam nie zagraża. Wystarczy tylko czuwać i modlić się, tylko i aż... Ale żeby tak było, to trzeba mocno wierzyć w Niego, a bardziej to wierzyć Jemu!!! Bo nie wiedza nas zaprowadzi do Niego a tylko ZAUFANIE!!
Życzę każdemu na ten czas czuwania i modlenia się dobrego czasu przygotowania się do narodzin Jezusa... bo może tym razem Jezus narodzi się tak szczególnie w Twoim sercu i zmieni Twoje życie :) W każdym razie ja z całego serca życzę każdemu kto będzie te słowa czytał :)
Pozdrawiam i obiecuję częstszą obecność!!