Oj czemu tylko tydzień miałem tych ferii.... to niesprawiedliwe.... :) ale i tak wypocząłem psychicznie:)
Od razu mówię, że zdjęć póki co nie będzie, bo dopiero mam je dostać, a ja nie robiłem swoją komórką. Z resztą dla mnie najważniejsze było towarzystwo i góry :) Miałem okazję opalać się, tak tak nie pomyliłem się, na Gubałówce. Tatry wyglądały cudownie, choć poruszać się było bardzo ciężko.. Śniegu jest mnóstwo, na poboczach dróg hałdy sięgają 2 metrów! Ciężko było mnie pchać po tym śniegu, tym bardziej jestem wdzięczny Andrzejowi i Adze za to, że się zdecydowali mnie wziąć :) Byliśmy też w Szczawnicy, ale nie dało się pospacerować na deptaku przy rzece... Za to zaszaleliśmy w czwartek bo pojechaliśmy na "Tatralandię" (Słowacja), jest to kompleks basenów tropikalnych, chyba koło 8 tych basenów. Nie powiem, wygląda fajnie, jest też możliwość masaży różnorodnych, sauny no i wszelkiego rodzaju gastronomia. Nie mówiąc już o termalnych wodach na zewnątrz. Bilety nie tanie, choć dla niepełnosprawnych były zniżki, tylko co z tego.... Wyobraźcie sobie, że przy żadnym z basenów nie było podnośnika, który mógłby mnie opuścić do wody, ani z niej wyciągnąć!! I tak sobie pomyślałem, że tyle się mówi o nietolerancji, dyskryminacji rasowej, płciowej itd. a czy to nie jest dyskryminacja niepełnosprawnych??? I podajcie mi chociaż jedno nazwisko posła, który takimi sprawami się zajmuje... Nie słyszałem, a zdaje się, że nawet 2 na wózkach jest w sejmie...
Mimo tego zdarzenia, to jednak był to fantastyczny czas. Szczególnie sobie cenię rozmowy z moimi bliskimi, których miałem okazję spotkać, a było ich trochę :)
Jednym słowem jestem zadowolony z wyjazdu:)
W tygodniu postaram się coś jeszcze skrobnąć, bo mocno mnie poruszyła abdykacja papieża i chciałbym się z Wami o tym podzielić, ale to w następnym poście.
poniedziałek, 18 lutego 2013
czwartek, 7 lutego 2013
witojcie góry
Dzisiaj tak tylko krótko:) Bo chyba wyczuwam chęć dowiedzenia się czy jadę do tego Zakopanego czy nie... :P Wysnuwam wniosek ze sporej ilości kliknięć w bloga :) A może to tylko moje urojenia.... :) No ale w każdym razie mimo ogromnej ilości śniegu jaka nawiedziła dzisiaj Jasło, to jadę :) I mam zamiar świetnie się bawić :) Przyznaję, że potrzebuję takiej odskoczni by trochę zmienić otoczenie i nabrać dystansu.
Na pewno jakaś relacja będzie, bądźcie spokojni :P A może nawet w trakcie coś skrobnę, o ile czas pozwoli, bo dostęp do neta, to chyba będę miał. Jeszcze tylko jutro przepracować do ok 16 i witaj wolności!!! :)
Bardzo się cieszę, że będę miał okazje znów góry zobaczyć... chociaż z nizin... no to do miłego ;)
trzymajcie się ciepło i zdrowo wszyscy czytający... :)
Na pewno jakaś relacja będzie, bądźcie spokojni :P A może nawet w trakcie coś skrobnę, o ile czas pozwoli, bo dostęp do neta, to chyba będę miał. Jeszcze tylko jutro przepracować do ok 16 i witaj wolności!!! :)
Bardzo się cieszę, że będę miał okazje znów góry zobaczyć... chociaż z nizin... no to do miłego ;)
trzymajcie się ciepło i zdrowo wszyscy czytający... :)
niedziela, 3 lutego 2013
Niedzielny wieczór...
Niedzielny wieczór... oglądnięty mecz premier league: Manchester City - Liverpool FC (było na co popatrzeć)... wypita kawka z ekspresu... taki spokojny dzionek... Jednak najważniejsze było dzisiaj to, że byłem na mszy. Przez te śniegi, niestety nie bardzo jest możliwe dobrnięcie do kościoła. Dlatego by móc w pełni uczestniczyć, wyspowiadałem się... Bez obaw, ani masochistą, ani idiotą nie jestem, nie będę tu wyliczał moich grzechów :) Chcę tylko napisać, jak bardzo ważne jest dla mnie pełne uczestnictwo w Eucharystii.. No bo faktycznie "zgłodniałem" i bardzo mi brakowało bycia na Niej.
I tak sobie myślę, że wiele ludzi, tych "chodzących", nie docenia w pełni tego co ma. Zdaję sobie sprawę, że Eucharystia jest w różny sposób odprawiana, i niekiedy trudno się odnaleźć w tzw. "turbo-ekspresie". Jednak to jest zadziwiające i zarazem niesamowite, że i w takiej Jezus się dla nas przemienia... Najważniejsze jest przede wszystkim moje nastawienie, kiedy idę na mszę, to zawsze staram się w sobie wzbudzić świadomość, że idę na spotkanie z Nim. Idę z nim porozmawiać, ale i też wysłuchać co ma mi do powiedzenia, no i przede wszystkim "przyjąć" Go do swego serca. Bo to On jest najważniejszy w tym wszystkim, jasne, że jest też ważna otoczka, która pozwala lepiej przeżyć mszę: ksiądz godnie sprawujący Eucharystię, dobry śpiew itd. itp. Jednak kiedy coś jest nie tak, to próbuję najpierw pytać samego siebie, co jest nie tak, a dopiero potem szukam przyczyn na zewnątrz. A kiedy widzę, że te przyczyny są z zewnątrz, to staram się o tym otwarcie mówić z tymi, którzy są za to odpowiedzialni. Zaznaczam - próbuję :) Niby to takie proste, a przecież jednocześnie trudne. Więc nie zawsze się to udaje...
I tu muszę podziękować mojej starej paczce, która skutecznie "wybijała" mi z głowy postawę roszczeniową względem wszystkiego i wszystkich. Otóż drzewiej bywało różnie, no bo przecież niepełnosprawny jestem, należy mi się itd. itp.!! A moi przyjaciele traktowali mnie po prostu jak równego sobie. Względy miałem tylko wtedy gdy moja niepełnosprawność nie pozwalała na tą równość. Może dlatego teraz jest mi łatwiej otwierać się na drugiego człowieka i słuchać go... No dość tego filozofowania, książka czeka, a fajna, może się kiedyś z Wami o niej podzielę :) Miłego tygodnia wszystkim życzę. Nie wiem kiedy coś napiszę, bo 10 luty tuż tuż.... :) Pozdrawiam
P.S. Dziękuję wszystkim za ciepłe słowa odnośnie tego bloga jak i działu: Lectio Divina. Cieszę się, że jest Was coraz więcej czytających. I przyznaję, że rośnie we mnie odpowiedzialność za każde napisane tutaj słowo. Dlatego w miarę moich skromnych możliwości w dziale poświęconym Słowu Bożemu będę się starał dokonywać egzegezy tekstów, nie obiecuję jednak, że będzie to systematyczne...
I tak sobie myślę, że wiele ludzi, tych "chodzących", nie docenia w pełni tego co ma. Zdaję sobie sprawę, że Eucharystia jest w różny sposób odprawiana, i niekiedy trudno się odnaleźć w tzw. "turbo-ekspresie". Jednak to jest zadziwiające i zarazem niesamowite, że i w takiej Jezus się dla nas przemienia... Najważniejsze jest przede wszystkim moje nastawienie, kiedy idę na mszę, to zawsze staram się w sobie wzbudzić świadomość, że idę na spotkanie z Nim. Idę z nim porozmawiać, ale i też wysłuchać co ma mi do powiedzenia, no i przede wszystkim "przyjąć" Go do swego serca. Bo to On jest najważniejszy w tym wszystkim, jasne, że jest też ważna otoczka, która pozwala lepiej przeżyć mszę: ksiądz godnie sprawujący Eucharystię, dobry śpiew itd. itp. Jednak kiedy coś jest nie tak, to próbuję najpierw pytać samego siebie, co jest nie tak, a dopiero potem szukam przyczyn na zewnątrz. A kiedy widzę, że te przyczyny są z zewnątrz, to staram się o tym otwarcie mówić z tymi, którzy są za to odpowiedzialni. Zaznaczam - próbuję :) Niby to takie proste, a przecież jednocześnie trudne. Więc nie zawsze się to udaje...
I tu muszę podziękować mojej starej paczce, która skutecznie "wybijała" mi z głowy postawę roszczeniową względem wszystkiego i wszystkich. Otóż drzewiej bywało różnie, no bo przecież niepełnosprawny jestem, należy mi się itd. itp.!! A moi przyjaciele traktowali mnie po prostu jak równego sobie. Względy miałem tylko wtedy gdy moja niepełnosprawność nie pozwalała na tą równość. Może dlatego teraz jest mi łatwiej otwierać się na drugiego człowieka i słuchać go... No dość tego filozofowania, książka czeka, a fajna, może się kiedyś z Wami o niej podzielę :) Miłego tygodnia wszystkim życzę. Nie wiem kiedy coś napiszę, bo 10 luty tuż tuż.... :) Pozdrawiam
P.S. Dziękuję wszystkim za ciepłe słowa odnośnie tego bloga jak i działu: Lectio Divina. Cieszę się, że jest Was coraz więcej czytających. I przyznaję, że rośnie we mnie odpowiedzialność za każde napisane tutaj słowo. Dlatego w miarę moich skromnych możliwości w dziale poświęconym Słowu Bożemu będę się starał dokonywać egzegezy tekstów, nie obiecuję jednak, że będzie to systematyczne...
Subskrybuj:
Posty (Atom)