sobota, 22 czerwca 2013

chyba zaczynam nowy etap :)

Tak sobie myślę, że kilka osób podążyło tutaj na bloga czytając wcześniej aktualny komentarz do niedzielnej ewangelii na stronie www.jaslo.franciszkanie.pl ... Dlaczego tak myślę? Ano w komentarzu zawarłem informację o utracie pracy, a raczej jej nie przedłużeniu przez pracodawcę.
Co prawda jest jakieś 10%, że jednak otrzymam papiery rekrutacyjne na kolejną umowę. Jednak w takich przypadkach firma przysyłała te papiery na ok. 3 tyg. przed końcem umowy, a dzisiaj mamy 22-gi, umowa kończy mi się ostatniego, a papierów niet... Z resztą po rozmowie z kierowniczką tylko się upewniłem, że tych papierów nie będzie. I muszę się Wam przyznać, że ze spokojem ten fakt przyjmuję. Jasne, nie będzie łatwo zaspokoić taką dziurę budżetową, nie za dużą, bo otrzymywałem najniższą krajową, ale jakoś dziwnie jestem spokojny :)
W końcu oddałem Jezusowi życie, no to skoro tak się rzeczy mają, to niech prowadzi dalej. Bo jak dotąd czułem całkowicie bezpieczny przy Jego prowadzeniu. A kiedy dzisiaj przeczytałem co nasz Franciszek mówił na kazaniu, to już całkowicie się uspokoiłem ;) Nie byłbym sobą gdybym kilka zdań nie zacytował, cytuje za www.deon.pl:

«(…). Nie możecie służyć Bogu i Mamonie!'. I dalej: 'Dlatego powiadam wam: Nie martwcie się o swoje życie, o to, co macie jeść i pić'". W zrozumieniu tego - powiedział Papież - pomaga nam rozdz. 13. Ewangelii św. Mateusza, opowiadający o tym, jak Jezus wyjaśnia uczniom przypowieść o siewcy. Mówi, że ziarno, które pada między ciernie, zostaje zagłuszone. A kto je zagłusza? Jezus mówi: 'bogactwa i troski doczesne'. Widać, że Jezus miał na to jasny pogląd". Tak więc "bogactwa i troski doczesne - podkreślił Ojciec Święty - zagłuszają Słowo Boże. I nie pozwalają mu wzrastać. I Słowo umiera, ponieważ nie jest chronione, zostaje zduszone. W takim przypadku służy się bogactwu albo doczesnym sprawom, a nie Słowu Bożemu". Papież, zwróciwszy uwagę na to, że Jezus w swoich wyjaśnieniach dawanych uczniom wprowadza element czasowy, zapytał się: "Co powodują w nas bogactwa i co powodują troski?". "Po prostu wyrywają nas z czasu", odpowiedział, wyjaśniając dalej: "Całe nasze życie opiera się na trzech filarach: jeden jest w przeszłości, drugi w teraźniejszości, trzeci w przyszłości. I to jest jasne w Biblii: filarem z przeszłości jest wybranie. Pan nas wybrał. Każdy z nas może powiedzieć: 'Pan mnie wybrał, ukochał mnie, powiedział do mnie: przyjdź, i w chrzcie wybrał mnie, abym szedł określoną drogą - drogą chrześcijańską'". Przyszłość to obietnica, którą Jezus dał ludziom: "Wybrał mnie - wyjaśniał dalej Biskup Rzymu - abym zmierzał ku obietnicy, dał nam obietnicę". Wreszcie, teraźniejszość "to nasza odpowiedź dana temu Bogu, tak bardzo dobremu, który mnie wybrał, który składa mi obietnicę i który proponuje mi przymierze; i ja zawieram z Nim przymierze". [...] "Nie zrywamy z przeszłością; mamy Ojca, który nas postawił na drodze. I także przyszłość jest pełna radości, ponieważ podążamy ku obietnicy, i troski nie dochodzą do głosu. Pan jest wierny, nie zawodzi. I dlatego Papież napomniał: "idźmy". Jeżeli chodzi o teraźniejszość, "róbmy to, co możemy, ale konkretnie, nie łudząc się i nie zapominając, że mamy Ojca w przeszłości, który nas wybrał".»
 Jakby było mało to oglądnąłem koncert fundacji "Mimo wszystko", która jest prowadzona przez Annę Dymną. Widząc wielu niepełnosprawnych aktywnie uczestniczących w różnych akcjach, byłbym ogromnym niewdzięcznikiem i zarazem głupcem, gdybym teraz zaczął użalać się nad sobą.
Bardziej trzeba mi będzie się bacznie rozglądać wokół, co też nowego mi życie przyniesie.... 
pozdrawiam wszystkich czytających... :)

P.S. No i już wiecie dlaczego będę częściej tutaj pisywał :)

poniedziałek, 17 czerwca 2013

o kilku ostatnich wydarzeniach

    No i wreszcie mamy słońce!!! I to takie, że daje mocno popalić!!! Ale ja lubię ciepło :) Wreszcie mogę w pełni korzystać z "elektryka". No i ostatni tydzień rzeczywiście był bogaty w wyjazdy, a powodem głównie były miastowe uroczystości. Najpierw Antoniański Dar Serca połączony z uroczystościami odpustowymi, w których miałem i ja osobisty jubileusz ;) Ano stuknęła mi podwójna czwórka. Potem Dni Jasła na których bardziej przejeżdżałem niż byłem:) ale po kolei...

    Po raz pierwszy chyba odpust u OO. Franciszkanów miał tak bogatą oprawę. Ale muszę przyznać, że był bardzo dobrze przygotowany. W przeddzień głównych uroczystości odbył się koncert Fioretti i tak przy okazji odniosłem wrażenie, że ludzie uczestniczący bardziej zostali "wciągnięci w imprezę" niż podczas koncertów Maleńczuka czy Czerwonych Gitar na Dniach Jasła. Widać, że braciszkowie znacznie lepiej wiedzą jak rozruszać towarzystwo. Z resztą atmosfera była jakby bardziej rodzinna, mniej anonimowa. A już furorę zrobił ojciec biskup, który następnego dnia w trakcie kazania próbował rozśmieszyć ludzi. Nie pamiętam już tych nazw kwiatów, które u niego rosną ale faktycznie samo ich wypowiedzenie powodowało śmiech... Inna sprawa, że muszę przyznać biskupowi rację w tym, że polski katolicyzm jest bardzo smutny, a nawet bym go nazwał cierpiętniczy. Uwielbiamy kiedy mamy do czynienia z męką Jezusa, na gorzkie żale czy drogę krzyżową przecież wciąż chodzi mnóstwo osób. Nie mówiąc już o Wielkim Czwartku, czy Piątku kiedy to kościół dosłownie pęka w szwach. Ale kiedy mamy do czynienia ze Zmartwychwstaniem, ze zwycięstwem Życia nad śmiercią,  to nie potrafimy się cieszyć tym w co wierzymy... Przecież na końcu naszej drogi czeka nas Zbawienie!! A my wciąż się zachowujemy jakbyśmy byli w żałobie... Oczywiście trzeba tę sytuację wypośrodkować, bo może nam grozić spłycenie naszej wiary, jednak czym innym jest wesołkowatość, która jest nastawiona na powierzchowność, a czym innym głęboka radość wychodząca prosto z serca!!! I o tę radość mi chodzi, kiedy to nieustannie na twarzy będzie gościł uśmiech dający pokój serca. To jest jasne, że Męka i Śmierć Jezusa była nieunikniona, by nasze grzechy zostały w ten sposób niejako "uśmiercone" wraz z Chrystusem, ale potem jest Zmartwychwstanie!! Bez Zmartwychwstania nasz wiara nie miałaby żadnego sensu!! I w sumie się nie dziwię, że młodzi nie chcą chodzić do kościoła, kiedy my jesteśmy tak zablokowani, że nie mamy odwagi nawet zaklaskać w trakcie mszy.. Sądzę, że potrzeba nam więcej spontaniczności w naszej wierze, a przede wszystkim nabrania do siebie nawzajem dystansu.. W tych zwariowanych czasach szczególnie potrzeba nam tworzenia wewnętrznej więzi z Bogiem i bliźnimi, tylko w ten sposób staniemy się prawdziwymi świadkami Chrystusa i to autentycznymi. Często wielu z moich przyjaciół i znajomych mówią mi, że jestem bez przerwy uśmiechnięty, ale zauważam, że gdy się uśmiecham to pozostali zaczynają też się uśmiechać. Bo otwartość rodzi otwartość!!! Spróbujcie więcej się uśmiechać a zobaczycie, że i do Was zaczną się uśmiechać, ja na pewno :) !

     A co do Dni Jasła, to spotykałem wiele twarzy smutnych, samotnych i to wcale nie chodzących samemu, bo często dana osoba była z kimś, a jednak wzrok mówił co innego... Niewielu dostrzegłem, którzy byli autentycznie radośni... nie mówię o dzieciach, bo one mają swój świat :)

Na dzisiaj tyle, ale pewnie w niedługim czasie będę tu częściej pisywał, a to dlatego, że będę miał więcej czasu... Ale o szczegółach jeszcze powstrzymam się i opiszę to w następnym wpisie... Już niedługo :) Pozdrawiam wszystkich czytających ;)

środa, 5 czerwca 2013

O Papie

Jestem po lekturze książki pt.: "Jezuita. Papież Franciszek" i powiem Wam, że rewelacyjnie się czytało. Ten wywiad został zrobiony na długo przed wyborem na Papieża. Ale gdybym przeczytał tą książkę jeszcze przed konklawe, to uważałbym go za prawdziwego papabile. Jego prostota wypowiedzi i charyzma po prostu powala na kolana! Teraz wcale się nie dziwię, że nie zamieszkał w pokojach watykańskich, bo po prostu nigdy tego nie robił. Gdy był arcybiskupem Buenos Aires też mieszkał w schludnym mieszkanku i nic sobie z tego nie robił. A miał do dyspozycji pałac arcybiskupi, ale tam tylko "szedł do pracy"... No i teraz jest dokładnie tak samo:)

Podzielę się z Wami 2 fragmentami z książki, które szczególnie mnie dotknęły. Pierwszy z nich mówi o "kulturze spotkania", czyli tworzeniu relacji międzyludzkich: "...warto się głęboko zastanowić nad tym, czym jest «kultura spotkania» między osobami. Kultura ta zakłada przede wszystkim, ze drugi ma mi wiele do zaoferowania; że muszę podchodzić do niego w postawie otwartości i słuchania, bez żadnych uprzedzeń. To znaczy, że nie mogę myśleć, iż skoro ma odmienne od moich poglądy albo jest ateistą, to nic nie może wnieść do mojego życia. To nie tak. Każdy człowiek może może wnieść coś do naszego życia i każdy może coś od nas otrzymać. Uprzedzenia stanowią jakby mur, który uniemożliwia nam spotkanie." I to wg mnie nazywa się prawdziwa TOLERANCJA!!!


  

A drugi fragment odnosi się do przebaczania drugiemu: "... Przebaczenie musi być związane z dwiema postawami. Jeśli ktoś coś mi zrobił, mam mu wybaczyć. Ale moje wybaczenie dociera do drugiego, gdy ten czuje skruchę i wynagradza. Człowiek nie może powiedzieć:  «Wybaczam ci, nic się nie stało».... Mam być gotowy na udzielenie przebaczenia, ale staje się ono rzeczywistością wtedy, kiedy odbiorca jest w stanie je przyjąć. A jest w stanie przyjąć, gdy za wszystko żałuje i chce naprawić to, co zrobił. W przeciwnym razie osoba, której przebaczam, zostaje - mówiąc językiem futbolu - na pozycji spalonej. Czym innym jest przebaczać, a czym innym być w stanie je przyjąć. Jeżeli uderzę swoją matkę, a potem poproszę ją o wybaczenie za świadomością, że jeśli nie będzie mi się podobało jej zachowanie, znów ją uderzę, to one być może mi przebaczy, ale ja tego przebaczenia nie przyjmę, bo mam zamknięte serce. Innymi słowy, na otrzymanie przebaczenia trzeba być przygotowanym." Genialne spojrzenie na przebaczenie z punktu osoby obrażającej, a przyznaję, że jakoś nigdy nie popatrzyłem na tę sprawę z takiej perspektywy. Można powiedzieć, że pełne przebaczenie dokonuje dopiero wtedy, gdy obie strony uświadomią sobie to co zrobiły. Niby oczywiste, ale nie zawsze na to zwracamy uwagę. I tak mógłbym jeszcze długo spisywać fragmenty, ale myślę, że tymi dwoma zachęciłem Was do poczytania :)
A tak przy okazji, to powiedziałem sobie, że ze swej strony zrobię wszystko by Go osobiście spotkać i popatrzeć Mu głęboko w oczy :) A czy tak będzie, to wola Pana!
Trzymajcie się....sucho:)

niedziela, 2 czerwca 2013

"Jednego Serca, Jednego Ducha" i o Adoracji

Kończy mi się fajny weekend i aż żal, że nie może trwać dłużej. No ale taka kolej losu... W Boże Ciało miałem możliwość uczestniczyć w koncercie "Jednego Serca, Jednego Ducha" w Rzeszowie, który jak co roku jest prowadzony przez Janka Budziaszka (perkusistę Skaldów) i księdza Mariusza Mika odpowiedzialnego za Odnowę w Duchu Św. w diecezji rzeszowskiej.
Jest to jeden z nielicznych koncertów, gdzie właściwie nie ma jakiś gwiazd muzyki, a jeśli są, to zdecydowanie w cieniu tego, Kto zawsze tam króluje i dla Niego jest wyśpiewywana chwała. Ja szczególnie obdarzam ten koncert sentymentem, gdyż jakieś 4 czy 5 lat temu miałem okazję dać świadectwo w trakcie tegoż koncertu. To właśnie tam miałem okazję, poznać osobiście Janka Budziaszka, Marcina Pospieszalskiego czy Roberta Cudzicha. Osoby o wieloletnim doświadczeniu muzycznym, a jednocześnie niezwykle pokorni wobec Jezusa. Jest to dla mnie niezwykłe, że mimo upływu tylu lat wciąż witają się ze mną serdecznie i mnie pamiętają... Ale to tak chyba to wszystko działa, że ludzie wyznający Jezusa są po prostu sobie nawzajem bliżsi, nie gwiazdorzą, a są radośni, szczerzy i otwarci. Koncert był naprawdę super, chociaż odniosłem wrażenie, że jakby mniej niż poprzednimi laty było modlitwy w trakcie koncertu. Ale możliwe, że to było związane z trwającym Festiwalem Wiary w Rzeszowie, i następnego dnia miała być prowadzona na rynku przez New Life M. wielka Adoracja Najświętszego Sakramentu. Zresztą i widownia tego koncertu się trochę odmłodziła, to też mógł być taki właśnie skutek. Myślę, że sporo przyjechało się trochę wyszaleć i "pobawić" w trakcie tego koncertu. Z resztą gdy pojawiły się chwile modlitewne czy świadectwa (które nota bene były niezwykle mocne), to zaraz słyszało się rozmowy i różnego rodzaju rozproszenia... Niestety nasza młodzież jest bardzo "medialna", jeśli nie dostanie bodźca w postaci obrazu, lub energicznej muzy, szybko się nudzi i "wyłącza". Nie jest to zbyt optymistyczne, ale tak właśnie jest.

W poprzednim wpisie informowałem, że czytam książkę o Papieżu Franciszku - jest niesamowita! Ale temu poświęce odrębny wpis i to już niedługo...

I jeszcze tak na gorąco podzielę się z Wami małą refleksją na temat "światowej Adoracji", że tak ją nazwę. Dzisiaj o jednej godzinie cały świat łączył się z Papieżem w modlitwie przed Najświętszym Sakramentem. Było to dość niezwykłe wydarzenie, bo cały czas miałem świadomość, że w tym samym czasie modlą się ludzie na wszystkich kontynentach, niezależnie od pory czasu. I tak sobie myślę, że taka modlitwa jest niezwykle potrzebna światu, naszemu krajowi, w czasie gdy wszelkie odmiany egoizmu szerzą się wszędzie. Aż dziw, że jeszcze żaden z wcześniejszych Papieży nie wpadł na to. Jak sądzę, to nie było jednorazowe, bo będą z tego wielkie owoce, czas pokaże jakie one będą. Ale tylko w ten sposób możemy "tchnąć" ducha w nas wszystkich, byśmy bardziej z radością, nadzieją, a nade wszystko miłością odnosili się do siebie... Pozdrawiam wszystkich czytających.