Długo się zastanawiałem co wybrać jako zdarzenie tygodnia, bo z racji WOŚP mogłoby się narzucać samo... Ale nie mam ochoty pisać to samo co roku, bo mój stosunek do tej sprawy się nie zmienił.Z resztą jest tego multum w internecie i można samemu sobie wyrobić zdanie na ten temat. Jedynie napiszę, że (a wpadło mi to ostatnio do głowy) jakbyś zapytał o nazwiska jakie ci się kojarzą z WOŚP-em? To pewnie powiedziałbyś: no oczywiście Jurek Owsiak..... no a dalej... i tutaj zapadłaby taka niezręczna cisza, prawda? No i tak by się wydawało, że przez te wszystkie lata to Owsiak sam wszystko prowadzi, w każdej reklamie jest tylko On, a przecież za Nim jest armia ludzi, którzy odwalają tę czarną robotę... No ale ja przecież nie o tym miałem pisać :)
Podzielę się z Wami pewnym artykułem, który przeczytałem w ostatnim numerze zeszłego roku Gościa Niedzielnego. Artykuł opisuje rodzinę, w której narodziły się trojaczki i wszystkie one mają dziecięce porażenie mózgowe. Było to niezwykle trudne doświadczenie dla rodziców tych dzieci. Szczególnie gdy odsunęli się od nich dotychczasowi tzw. przyjaciele... A i rodzina też się odsunęła, bo się bała, że będą musieli im pomagać... I tak sobie pomyślałem, że taki trudny czas u człowieka, gdy jest doświadczany jakimś bólem, cierpieniem, to jest to czas próby. To doświadczenie oddziałuje nie tylko na zainteresowanego ale także na otoczenie. Jest to prawdziwy sprawdzian naszych relacji z bliskimi. Wielu nie zdaje egzaminu, a to dlatego, że bardzo wyraźnie dostrzegamy odpowiedzialność za tych naszych bliskich. To właśnie wtedy okazuje się, czy jesteśmy tymi przyjaciółmi, bliskimi, za których się uważamy... Ale często pojawiają się inni, którzy nie znali nas przed tym trudnym doświadczeniem, i pomagają z całych sił. I tak też było w wypadku tej rodziny.
Mimo, że sam jestem niepełnosprawny, to ta rodzina wywarła na mnie ogromne wrażenie. Bo dobrze wiem ile pracy trzeba włożyć w rehabilitację, bo sam takową przechodziłem. A w tym wypadku trzeba to pomnożyć razy trzy...
I jeszcze jedną kwestię tutaj poruszę ale najpierw zacytuję kawałek artykułu: "Od początku otrzymywali pomoc z MOPS-u, ale kiedyś jedna z pracownic
powiedziała Krystynie, że przychodzi tak ładnie ubrana i umalowana,
a w ich domu jest zawsze czysto, że w niczym nie przypominają rodziny
patologicznej, którą trzeba wesprzeć. Krystyna każdego ranka, nieważne
czy wychodzi z domu, czy też nie, robi makijaż i ładnie się ubiera. –
Tak jak inne kobiety do pracy – tłumaczy. – Musiałbym zacząć pić, żeby
dostać pomoc – ironizuje Roman. – Gdyby zobaczyli u nas butelkę na stole
– znalazłyby się pieniądze. To paradoksy naszego systemu opieki
społecznej. Od kiedy Roman stracił pracę i zdecydował, że zostanie
w domu, aby pomagać żonie, która nie jest w stanie sama dźwigać syna,
utrzymują się z rent dzieci i jednego zasiłku pielęgnacyjnego. A stale
potrzebne są pieniądze na nowe zakupy. A to na wózek dla Sławka,
a to na sztuczną krtań dla niego." {GN (nr 51-52)}
Niestety to doświadczenie jest też i mi dobrze znane. Często ludzie myślą stereotypami, że jeśli jest niepełnosprawny w rodzinie, to musi klepać biedę. A kiedy rodzina zachowuje się w miarę normalnie na ile ta niepełnosprawność pozwala, ubiera się schludnie i nie wykazuje cech patologii, to wydaje się być rodziną podejrzaną...
Jednak nie chciałbym zbyt pesymistycznie kończyć tego posta. Zarówno w artykule jak i u mnie jest przewaga radości i optymizmu. Bo jest mnóstwo ludzi, którzy chcą pomóc i robią to z szczerego serca. Jedno jest tylko potrzebne. Trzeba być samemu otwartym. Pamiętajcie: Otwartość rodzi otwartość...
Ja osobiście dziękuje Bogu, że daje mi tak wspaniałych ludzi koło mnie. Bo to daje mi pewność życia w przyszłości:)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz