wtorek, 25 marca 2014

Świadectwo w Tarnowcu

Czas Ewangelizacji u mnie wciąż trwa, tym razem miałem okazję dzielić się swym świadectwem w tarnowieckim gimnazjum. Zostałem zaproszony przez ks. Łukasza Mariuszyca, który głosi tam rekolekcje dla całej parafii.
Muszę przyznać, że mi się świetnie mówiło. Ks. Nikodem, który był wprowadzającym mnie na to spotkanie, zadbał o to by wypadło ono bez zakłóceń, za co mu bardzo dziękuję.


Przyznam się wam, że  dzielenie się Bożą Miłością daje mnóstwo satysfakcji. Kiedy widziałem uśmiechnięte i zasłuchane twarze, to pomyślałem sobie, że dobrze jest być narzędziem w ręku Boga.


I to funkcjonuje jak sprzężenie zwrotne, bo wtedy i moja wiara wzrasta :)


Jednym słowem, był to dobry czas. Bo ja dzięki takim m.in. świadectwom odzyskuję zdrowy dystans do aktualnej sytuacji w świecie. I żywię wciąż nadzieję, że m. in. dzięki tej młodzieży do końca nie zwariujemy i zwycięży Chrystus.


I na koniec chciałbym jeszcze podziękować Michałowi i Weronice za bycie moimi butami... :)
Bóg Wam zapłać!

czwartek, 20 marca 2014

świadectwo w gorlicach

Poniżej przedstawiam Wam kolejną relację z moich wyjazdów ewangelizacyjnych :)

Na zaproszenie katechetów (Marek Gryboś i Zdzisław Szpakowski) pojechałem na ewangelizację do 2 szkół gorlickich: ZS 1 i ZST. Poproszono mnie bym powiedział swoje świadectwo nawrócenia. Przyznaję, że lubię do młodzieży mówić, jakoś łatwiej jest mi nawiązać z nimi kontakt.

Najpierw mówiłem do w Zespole Szkół 1, tam miałem 2 serie:




Jak widzicie wszyscy dbali o moje bezpieczeństwo i podpierali ściany żeby nie runęły :) Oczywiście żartuję ;) Bo na ich miejscu zrobiłbym dokładnie tak samo.

Po szybkim przetransportowaniu się pojawiłem się w Zespole Szkół Technicznych i tu też dzieliłem się własnym świadectwem




 Tu też nie miałem większego problemu z kontaktem, dzięki temu mówiło mi się dobrze.

Zawsze gdy mówię swe świadectwo mam świadomość ważności chwili. Nie dlatego, że mówię o sobie, ale dlatego, że wiem Komu zawdzięczam swoje życie i to, jakim dzisiaj jestem człowiekiem. Zawsze dla mnie jest to okazja do głoszenia chwały Jezusa. Wtedy zawsze stają przed oczyma słowa św. Pawła: "Biada mi, gdybym nie głosił Ewangelii!".

I jeszcze jedna refleksja: tak bardzo chciałbym, żeby Ci wszyscy młodzi ludzie poznali jak dobry jest nasz Pan Jezus Chrystus!.

I na koniec, muszę to powiedzieć: czuję się jak ryba w wodzie mówiąc i głosząc Jezusa...

niedziela, 9 marca 2014

Garść myśli

Jest wieczór niedzielny, słucham zespołu Blackmore's Night (taki folk), fajny zespół :) Właśnie mama przyniosła mi herbatkę z cytrynką, ci którzy ją pili wiedzą, że to pyszności :) No i zasiadłem do kompa, by coś napisać. Chciałoby się o jakiś lekkich i łatwych tematach skrobnąć, ale chyba miałbym kaca moralnego, gdybym nie napisał kilka słów o ostatnich wydarzeniach, które wstrząsnęły światem..

Pójdę chronologicznie, a zatem - Olimpiada w Soczi.
Oj dla Polski to były piękne igrzyska :) I dla mnie, bo jakoś odnoszę wrażenie, że człowieczeństwo i hart ducha jest w cenie! No bo jak inaczej mam komentować sukcesy naszych złotych medalistów!
Kowalczyk - ze złamanym śródstopiem zaszalała na 10 km klasykiem. Dała niezwykły popis, ten sukces miałem okazję oglądać i płakałem z radości :) Bo wiem co to znaczy ból... i go pokonywać, niekoniecznie tylko fizyczny, bo i duchowy też znam... Jestem pewien, że po latach, gdy będą pytać Kowalczyk o medal, który najcenniejszy, to na bank będzie mówić, że ten w Soczi. Bo tak jest w życiu, że jeśli sporo jest ofiary, to smak wygranej, osiągnięcia celu, najlepiej smakuje. A to dlatego, że masz poczucie całkowitego spełnienia. Po prostu ze strony ludzkiej wiesz, że zrobiłeś wszystko!
Stoch - no ten człowiek mnie po prostu rozwala! I nie dlatego, że nie kryje się ze swoją wiarą, choć to też, ale przede wszystkim tym, że jest niezwykle pokorny ... i ludzki. Zrobił na mnie niezwykłe wrażenie już po turnieju 4 skoczni, gdy będąc faworytem godnie przegrał. Wyciągnął wnioski no i mamy taki efekt!!
Bródka - no i tu kolejny wielki bohater, no bo przy takich warunkach w jakich trenował, taki wynik :) A komentator (Dembowski) chyba przeszedł samego siebie z tym komentarzem :) No i jaką cudowną rodzinkę ma ten nasz cudowny panczenista, córeczka to po prostu klękajcie narody :) W sumie to się nie dziwię, że mając taką podbudowę w swej rodzinie, osiąga takie sukcesy. Strach pomyśleć, co by było gdyby ten nieszczęsny tor był w Polsce...
Pozostali też dali wiele radości i na koniec tego wątku taka refleksja:
Jak się ma zdrową rodzinę, w której jest miłość i pełna zgoda, panuje akceptacja siebie, zrozumienie drugiej osoby, no to potem są wyniki...
I tak jest w każdej sytuacji, jeśli zaplecze masz zdrowe, to nie ma się o co bać w przyszłości.

No a teraz o wiele smutniejsze wydarzenie - wydarzenia na Ukrainie.
Za dużo mam myśli, których nie jestem w stanie spisać. Jedyne co chcę bardzo napisać, to podzielić się tym co przeżywałem, gdy w szczególny sposób łączyłem się z nimi na Majdanie w nocy poprzedzającej tą masakrę...
Nie mogłem wtedy spać, modliłem się za nich i chciałem wiedzieć, czy czasem coś się tam nie wydarzyło nowego. Włączyłem TV, a było koło 3 nad ranem naszego czasu, przeglądnąłem kanały i okazało się, że tylko 2 telewizje nadawały na żywo: TVN24 i TV Republika. Ale na TVN-ie było z tłumaczeniem, koślawym bo koślawym, no ale zawsze. A chciałem mieć tłumaczenie, bo natrafiłem na..... modlitwę, przyznam, że byłem w szoku. Bo do tej pory na żadnej antenie nie było o tym mowy, że na scenie razem z prowadzącymi wiec byli też księża katoliccy, greckokatoliccy jak i prawosławni... A wtedy gdy włączyłem zaczynał się właśnie różaniec, no i modliłem się razem z nimi... Następnego dnia w czwartek nastąpiły te koszmarne chwile, płakałem i modliłem się za tych wszystkich ludzi, którzy walczyli i ginęli... A nasze telewizje mówiły o wszystkich dramatycznych chwilach ale o modlitwie na Majdanie nie wspominali... Dopiero w Gościu Niedzielnym miałem okazję poczytać kilka świetnych artykułów na ten temat. I teraz mogę śmiało powiedzieć, że gdyby nie stała modlitwa, bo tam bez przerwy się modlą, jest specjalny namiot ekumeniczny, to rozmiar przelanej krwi byłby o wiele większy!!! I tylko modlitwa może nas wszystkich uratować od tego szaleńca Putina, nie chcę go brzydkimi słowami określać, nie warto...
I znów taka mała refleksja: krytykować Kościół jest nam łatwo, ale jeśli jest potrzebna pomoc to wiemy, gdzie iść... A tam stanął na wysokości zadania, bo wszystkie kościoły były przez ten czas otwarte, były za szpitale polowe, noclegownie, schronienie. Nie pytano o wyznanie, po prostu pomagano... Wierzę, że w tym wszystkim Bóg zwycięży...
I jeszcze jedna rzecz: nam wierzącym jest łatwiej czekać końca świata, bo Panem naszym Jezus Chrystus i On nas poprowadzi :)

I na koniec jeszcze jedno smutne wydarzenie - nieudana aborcja.
Chciałbym jeszcze wspomnieć o innym zdarzeniu, które było u nas w Polsce a konkretnie we Wrocławiu. Otóż dokonano tam nieudanej próby uśmiercenia dziecka, które było już w 22/23 tygodniu ciąży. Nasze prawo dopuszcza uśmiercanie do 22 tygodnia, czyli było to już na granicy. No i nastąpiło pewne kuriozum, bo lekarze byli zaskoczeni, że to dziecko wciąż żyło. No i gdy już było na zewnątrz to nie mogli inaczej jak zacząć ratować!! Czujecie!!! Jak było w łonie, można go było zabić, ale już na zewnątrz, to go ratowali. Przecież to jakiś absurd!!! Czy człowiekiem staję się dopiero, gdy będę już na zewnątrz????? Niestety to dziecko (dziewczynka) zmarło, ale wciąż jestem w ogromnym szoku. Jak można w sposób obłudny podchodzić do tego tematu, szczęśliwcy Ci, którzy tworzą takie bezduszne prawo, bo już się narodzili i chodzą po tym świecie!!!... A w Belgii będzie już można legalnie zabijać takie dzieci jak ja... I powiedzcie mi czy świat nie zwariował???....

Ale żeby tak smutno nie kończyć to chcę jedno napisać:
Każdy z wierzących Jezusowi powinien zakasać rękawy i brać się do roboty!! Zacząć od modlitwy za tych wszystkich, którzy opluwają i wyszydzają Jezusa i głosić Jego Słowo Życia. Bo każdy z nas jest powołany do tego, by dzielić się tą Miłością jaką nas obdarzył Ojciec!!!
I wiecie co? Jestem pewien, że Ci którzy spotkają osobiście Jezusa i doświadczą Jego prawdziwej Miłości, będą w stanie przemienić ten świat. Tylko przestańmy się bać, bo mamy największe "plecy" świata :)
Pozdrawiam wszystkich czytających!

sobota, 8 marca 2014

Bądź prawdziwym Apostołem Jezusa Chrystusa!

Chciałem moją relację-świadectwo zacząć właśnie tymi słowami wypowiedzianymi przez Sługę Bożego Ks. Franciszka Marie od Krzyża Jordana, Założyciela Salwatorianów. 

To ogólnopolskie spotkanie odbyło się na Zakrzówku w Krakowie u ks. Salwatorianów, prawie miesiąc temu. Niestety z różnych powodów nie bardzo mogłem tej relacji wcześniej umieścić. Ale to może i lepiej, bo z dystansu lepiej mi się pisze :)

Może nie uwierzycie, ale jechałem z pewną nieśmiałością i sporą tremą. Sam byłem trochę tym zaskoczony, bo w końcu nie pierwszy raz będę głosił i dzielił się swym świadectwem. A jednak świadomość spotkania się z zupełnie nową jak dla mnie duchowością, powodowało we mnie chęć obserwacji i wsłuchiwanie się w ten klimat przepełniony duchem misji.

Dziękuję Bogu za poruszenie serca u Moniki, która poprosiła mnie abym pojechał jako gość tego spotkania, a także ks. Pawła Fiącka, który okazał się nie tylko wielkim sercem ale i wzrostem, a także odwagą zapraszając mnie na to spotkanie :)



Nie będę z drobiazgową dokładnością opowiadał co było, kto co mówił, bo to wszystko możecie przeczytać na stronie: http://wms.sds.pl/  Ja skupię się jedynie na moich doświadczeniach z tego czasu.

Zawsze gdy mam okazję i możliwość modlenia się przed Jezusem Eucharystycznym, to moje serce napełnia się ogromną radością. Nie mam za dużo podobnych okoliczności, by móc swobodnie podejść sobie do kaplicy i patrzeć Jezusowi prosto w oczy. I choćby tylko to miałoby być owocem tego czasu, to już byłoby bardzo wiele. Ale Pan Bóg jest niezwykle hojny i dał o wiele więcej.  Dzieląc się swym świadectwem w pt wieczorem


A także konferencją w sobotę czy nawet w niedzielę kiedy pragnąłem dopowiedzieć kilka słów






To były niezwykłe dla mnie momenty, opowiadając o swym skromnym doświadczeniu przeżywanego cierpienia jak i też dzieląc się swym życiem duchowym. Ale ogromnie byłem wdzięczny Bogu za możliwość bycia wolontariuszem choć przez chwilę. W sobotę po południu wszyscy uczestnicy wyruszyli do różnych ośrodków pomocy społecznej, domów dziecka, szpitali i tym podobnych. Również i ja wyruszyłem do DPS na ul. Łanowej, oj mieszane uczucia miałem. Bo w końcu poruszam się na wózku i byłem bardzo ciekaw jak będę odebrany w takim miejscu. Przecież gdybym nie miał tak cudownej rodziny i przyjaciół jakich mam, to mógłbym być jednym z takich pensjonariuszów w takim domu...

Pani kierowniczka, prawie moja krajanka, bo pochodząca z Gorlic, którą serdecznie pozdrawiam, opowiedziała nam o całej działalności tego domu. No a potem poszliśmy, by na tyle ile umiemy podzielić się miłością. Spotkałem prześlicznego chłopaka - Dawid, które choruje na czterokończynowe dziecięce porażenie mózgowe. Niezwykle radosny i o pięknym uśmiechu. Z początku, przyznaję, że czułem się trochę nieswojo, ale po chwili już bawiliśmy się na całego. Malowaliśmy twarze, robiliśmy z baloników pieski, które nie za bardzo chciały nam wychodzić, a przede wszystkim dużo śpiewaliśmy. Trudno było porozmawiać, bo te osoby miały dość głębokie upośledzenie, ale tych radosnych oczu, to nie zapomnę nigdy... To było dla mnie niezwykłe doświadczenie, za które bardzo dziękuje Bogu. I chyba jeszcze bardziej doceniam dar swego życia, i że jestem właśnie taki, a nie inny...

A same spotkanie było niezwykle intensywne, dużo ciekawych i konkretnych rozmów. I w wielu uczestniczących dostrzegłem niezwykły płomień zakorzeniony w ich sercach. Od razu się czuło, że to przyszli prawdziwi misjonarze. Choć pewnie wielokrotnie będą musieli oczyszczać swe motywacje i wiele jeszcze pracy przed nimi, a przede wszystkim modlitwy. Z mojej strony mogę zapewnić o swojej za Was... :)

Muszę jeszcze o jednym momencie wspomnieć i bardzo podziękować Bogu za Paulinę (mam nadzieję, że dobrze pamiętam imię). Mówię tutaj o sobotniej Drodze Krzyżowej, która wywarła na mnie ogromne wrażenie. Była zupełnie inna od tych, w których uczestniczyłem. Bo to było niezwykłe świadectwo Pauliny z pobytu misyjnego w Ziemi Świętej w domu "Beit Emmaus". Każda stacja Drogi Krzyżowej była dzieleniem się jej doświadczeniami z pobytu, a na rzutniku mieliśmy okazję oglądać zdjęcia, które przedstawiały osoby przebywające w tym domu, jak i zwykły dzień pracy wolontariusza.



Pochylanie się nad kolejnymi stacjami drogi i jednoczesne oglądanie osób chorych, godnie znoszących swe cierpienie było niezwykłym doświadczeniem. W wielu twarzach kobiet pokazanych, chorych i cierpiących arabskich kobiet mogłem dostrzec tę niezwykłą Miłość Jezusa. Zaiste, niezwykła to droga była, Bóg zapłać!