sobota, 8 marca 2014

Bądź prawdziwym Apostołem Jezusa Chrystusa!

Chciałem moją relację-świadectwo zacząć właśnie tymi słowami wypowiedzianymi przez Sługę Bożego Ks. Franciszka Marie od Krzyża Jordana, Założyciela Salwatorianów. 

To ogólnopolskie spotkanie odbyło się na Zakrzówku w Krakowie u ks. Salwatorianów, prawie miesiąc temu. Niestety z różnych powodów nie bardzo mogłem tej relacji wcześniej umieścić. Ale to może i lepiej, bo z dystansu lepiej mi się pisze :)

Może nie uwierzycie, ale jechałem z pewną nieśmiałością i sporą tremą. Sam byłem trochę tym zaskoczony, bo w końcu nie pierwszy raz będę głosił i dzielił się swym świadectwem. A jednak świadomość spotkania się z zupełnie nową jak dla mnie duchowością, powodowało we mnie chęć obserwacji i wsłuchiwanie się w ten klimat przepełniony duchem misji.

Dziękuję Bogu za poruszenie serca u Moniki, która poprosiła mnie abym pojechał jako gość tego spotkania, a także ks. Pawła Fiącka, który okazał się nie tylko wielkim sercem ale i wzrostem, a także odwagą zapraszając mnie na to spotkanie :)



Nie będę z drobiazgową dokładnością opowiadał co było, kto co mówił, bo to wszystko możecie przeczytać na stronie: http://wms.sds.pl/  Ja skupię się jedynie na moich doświadczeniach z tego czasu.

Zawsze gdy mam okazję i możliwość modlenia się przed Jezusem Eucharystycznym, to moje serce napełnia się ogromną radością. Nie mam za dużo podobnych okoliczności, by móc swobodnie podejść sobie do kaplicy i patrzeć Jezusowi prosto w oczy. I choćby tylko to miałoby być owocem tego czasu, to już byłoby bardzo wiele. Ale Pan Bóg jest niezwykle hojny i dał o wiele więcej.  Dzieląc się swym świadectwem w pt wieczorem


A także konferencją w sobotę czy nawet w niedzielę kiedy pragnąłem dopowiedzieć kilka słów






To były niezwykłe dla mnie momenty, opowiadając o swym skromnym doświadczeniu przeżywanego cierpienia jak i też dzieląc się swym życiem duchowym. Ale ogromnie byłem wdzięczny Bogu za możliwość bycia wolontariuszem choć przez chwilę. W sobotę po południu wszyscy uczestnicy wyruszyli do różnych ośrodków pomocy społecznej, domów dziecka, szpitali i tym podobnych. Również i ja wyruszyłem do DPS na ul. Łanowej, oj mieszane uczucia miałem. Bo w końcu poruszam się na wózku i byłem bardzo ciekaw jak będę odebrany w takim miejscu. Przecież gdybym nie miał tak cudownej rodziny i przyjaciół jakich mam, to mógłbym być jednym z takich pensjonariuszów w takim domu...

Pani kierowniczka, prawie moja krajanka, bo pochodząca z Gorlic, którą serdecznie pozdrawiam, opowiedziała nam o całej działalności tego domu. No a potem poszliśmy, by na tyle ile umiemy podzielić się miłością. Spotkałem prześlicznego chłopaka - Dawid, które choruje na czterokończynowe dziecięce porażenie mózgowe. Niezwykle radosny i o pięknym uśmiechu. Z początku, przyznaję, że czułem się trochę nieswojo, ale po chwili już bawiliśmy się na całego. Malowaliśmy twarze, robiliśmy z baloników pieski, które nie za bardzo chciały nam wychodzić, a przede wszystkim dużo śpiewaliśmy. Trudno było porozmawiać, bo te osoby miały dość głębokie upośledzenie, ale tych radosnych oczu, to nie zapomnę nigdy... To było dla mnie niezwykłe doświadczenie, za które bardzo dziękuje Bogu. I chyba jeszcze bardziej doceniam dar swego życia, i że jestem właśnie taki, a nie inny...

A same spotkanie było niezwykle intensywne, dużo ciekawych i konkretnych rozmów. I w wielu uczestniczących dostrzegłem niezwykły płomień zakorzeniony w ich sercach. Od razu się czuło, że to przyszli prawdziwi misjonarze. Choć pewnie wielokrotnie będą musieli oczyszczać swe motywacje i wiele jeszcze pracy przed nimi, a przede wszystkim modlitwy. Z mojej strony mogę zapewnić o swojej za Was... :)

Muszę jeszcze o jednym momencie wspomnieć i bardzo podziękować Bogu za Paulinę (mam nadzieję, że dobrze pamiętam imię). Mówię tutaj o sobotniej Drodze Krzyżowej, która wywarła na mnie ogromne wrażenie. Była zupełnie inna od tych, w których uczestniczyłem. Bo to było niezwykłe świadectwo Pauliny z pobytu misyjnego w Ziemi Świętej w domu "Beit Emmaus". Każda stacja Drogi Krzyżowej była dzieleniem się jej doświadczeniami z pobytu, a na rzutniku mieliśmy okazję oglądać zdjęcia, które przedstawiały osoby przebywające w tym domu, jak i zwykły dzień pracy wolontariusza.



Pochylanie się nad kolejnymi stacjami drogi i jednoczesne oglądanie osób chorych, godnie znoszących swe cierpienie było niezwykłym doświadczeniem. W wielu twarzach kobiet pokazanych, chorych i cierpiących arabskich kobiet mogłem dostrzec tę niezwykłą Miłość Jezusa. Zaiste, niezwykła to droga była, Bóg zapłać!

1 komentarz:

  1. Piękne są takie spotkania, kiedy osoba z pozoru niezdolna do jakiejś czynności potrafi dać tyle radości drugiej osobie.... patrząc czasem na osoby z głęboką niepełnosprawnością intelektualną myślę sobie "co Wy gadacie? jaki nieszczęśliwy? on jest szczęśliwszy niż wy wszyscy!"... te uśmiechy ! <3
    Nawet nie wiesz jak po roku można stęsknić się za Twoimi konferencjami! :)
    Pozdrawiam i ściiiiskam mocno!
    Marta K. :)

    OdpowiedzUsuń