wtorek, 15 lipca 2014

Krótka informacja

Kochani trochę się zaniedbałem ze swym blogiem... wiem wiem... no ale pogoda się zrobiła :P I w sumie od jutra tj. 16-go lipca wyjeżdżam na turnus rehabilitacyjny do Głogowa, także tego... cisza będzie kontynuowana ... :D Ale po powrocie postaram się zebrać kilka myśli i je tu przelać :) Póki co, każdemu czytającemu życzę udanych wakacji ;)
Pozdrawiam gorąco....

piątek, 30 maja 2014

Przebaczenie wyklucza rozliczenie?

Od ostatniego wpisu trochę czasu minęło, a dzisiaj jakoś złapałem wenę do pisania i tak z rozpędu piszę i tutaj...

Dzisiaj będzie trochę politycznie, bo chciałem się pochylić nad postacią cokolwiek dramatyczną, właśnie w tej chwili jest chowany na Powązkach gen. Jaruzelski. Nie oglądam relacji, ale mogę się domyślać co się tam wyprawia teraz. I sam fakt przepychanek nie popieram, bo nie szanujemy tej ostatniej godziny drogi, człowieka który pogodził się z Bogiem, przyjął Ciało Chrystusa. Czy było to szczere ze strony Jaruzelskiego nie mnie to oceniać, dla niego lepiej żeby tak było. Bo jeśli nie było, to ma teraz, kolokwialnie mówiąc, przechlapane. Ale chcę wierzyć, że to szczerze zrobił i dał sobie szansę na życie wieczne. Bo to teraz tylko i wyłącznie jest sprawa pomiędzy Jaruzelskim a Bogiem.

Natomiast sprawa pochówku jest sprawą naszą. Bo to gdzie będą leżeć prochy, w jakim miejscu, ma wielkie znaczenie dla naszej historii i naszej tożsamości narodowej. Kiedy usłyszałem, że będzie leżał na Cmentarzu Powązkowskim, to poczułem pewien niesmak. Niewiele on się zmniejszył, gdy dowiedziałem się, że będzie pochowany w Alei Ludowego Wojska Polskiego. Bo dla zwykłego Kowalskiego niewiele to znaczy. Sami sobie odpowiedzcie z czym wam się kojarzy gdy usłyszycie, że ktoś leży na Cmentarzu Powązkowskim? Ano zaryzykuję stwierdzenie, że ok 80-90% naszego społeczeństwa stwierdzi, że musi to być bardzo wybitna postać, która bardzo się zasłużyła dla kraju, jakimś bohaterskim wyczynem, czy wybitnym dziełem literackim lub innymi wielkimi czynami. A niestety gen. Jaruzelski nie ma koncie swego życia takowego czynu, a przynajmniej sąd nie zdążył Go z wszystkich Jego działań rozliczyć. Ważna w naszym życiu tutaj na ziemi jest sprawiedliwość, a jej w tym wypadku zabrakło... Pozwolę sobie tutaj zacytować kilka słów, które napisałem do Mojej Przyjaciółki wyjaśniając motywy przyłączenia się do akcji protestacyjnej zorganizowanej przez Stowarzyszenie "Studenci dla Rzeczypospolitej":

"Ani śmierć, ani nawrócenie przed śmiercią, ani jakiekolwiek inne okoliczności nie anulują historii. Jeszcze wiele szczegółów jego życiorysu nie ujrzało światła dziennego, ale ujrzy. I śmiem twierdzić, że tak właśnie jest dobrze – i to najbardziej dla niego. Bo jestem pewien, że nie ma teraz nikogo bardziej zainteresowanego rozliczeniem Wojciecha Jaruzelskiego, niż on sam. I nie ma nikogo, kto teraz bardziej chciałby naprawić wyrządzone przezeń szkody – niż on. Samemu Jaruzelskiemu w obecnej chwili, gdy jest przed Bogiem, nie zależy już na peanach na Jego cześć. A tak przy okazji, chwała Panu, że się wyspowiadał i przyjął Ciało Pana, bo dzięki temu pewnie będzie mu łatwiej dostać się do nieba. Gdy człowiek stoi w obliczu Boga, który jest samą prawdą, to przecież nie ma dla niego znaczenia, co sobie o nim pomyślą ci, co jeszcze zostali na ziemi. Jest zainteresowany tylko i wyłącznie prawdą. A nie ma prawdy bez sprawiedliwości. Skoro tak, to nie ulega wątpliwości, że Wojciech Jaruzelski nie chce żadnych honorów, bo mu się one z tytułu sprawiedliwości nie należą. Przeciwnie – z tego samego tytułu należy mu się więzienie (choćby symboliczny wyrok), i to, że go na ziemi uniknął, wcale nie znaczy, że to dla niego korzystne. Św. Faustyna mówiła o „strasznym upaleniu”, jakie cierpią dusze czyśćcowe. Wszyscy ci, co sądzą, że śmierć rozwiązuje ziemskie zobowiązania, są w głębokim błędzie. Wiele wskazuje na to, że lepiej na ziemi spłacić swoje, choćby najcięższe, długi wobec sprawiedliwości, niż robić to „z tamtej strony”. Dlatego – jestem pewien – nie robimy Wojciechowi Jaruzelskiemu uprzejmości, kryjąc złe rzeczy, które zrobił. Przyniesiemy mu natomiast ogromną ulgę, jeśli poznawszy prawdę – przebaczymy mu. I sobie też pomożemy, bo nieprzebaczenie niszczy nie tylko sprawcę krzywdy, ale i jego ofiary. Przebaczenie wcale nie oznacza, że należy zaniechać lustracji, spalić dokumenty, zamknąć archiwa, zalać betonem. Przebaczenie nie oznacza nawet – gdy sprawca krzywdy żyje – że trzeba wycofać sprawiedliwe roszczenia np. przed sądem. Trzeba z miłością, czyli bez zawziętości, ale konsekwentnie dochodzić prawdy, jaka by nie była, zgodnie z zasadą: „Najgorsza prawda jest lepsza od najlepszego kłamstwa”. On potrzebuje tylko prawdy, przebaczenia i modlitwy."

I tak na koniec, żałuję bardzo, że śp. Mazowiecki przedzielił tamte czasy "grubą kreską" w imię źle pojmowanego przebaczenia. A ta sytuacja będzie niechybnie wracać, wszak jeszcze paru działaczy, którzy mają krew na swych rękach robotników walczących o wolność i demokrację, żyją wśród nas...

niedziela, 27 kwietnia 2014

Wspomnienie



No i "Lolek" został Świętym.... Oficjalnie, bo Nim był od poczęcia. Moje z Nim spotkania zawsze były nacechowane niezwykłą Miłością. Kilkakrotnie miałem okazję Go widzieć, m. in. w Krakowie na Błoniach i na Franciszkańskiej 3, w Sandomierzu, w Rzymie, w Paryżu widziałem Go najbliżej. Z każdego spotkania wynosiłem Słowo... czasem zdanie. Ale najważniejszym moim spotkaniem było w Krośnie 10.06.1997 r.. I tym razem nie było to Słowo, ale gest. Jednak pozwólcie, że opowiem od początku...
Na mszę wybrałem się z moją znajomą autobusem wraz z innymi niepełnosprawnymi ze stowarzyszenia "Podkarpacie". Byliśmy tam bardzo wcześnie, odnaleźliśmy sektor dla osób niepełnosprawnych, który był bardzo daleko od ołtarza... Normalnie zakrawało to o kpinę, że tak daleko od ołtarza, postanowiliśmy wraz ze znajomą, że spróbujemy się przedostać bliżej. Udało się przejść kilka sektorów, ale zatrzymaliśmy się w połowie tego co planowaliśmy, bo koło tego sektora miał przejeżdżać Papież. Ustawiliśmy się blisko bramki ograniczającej sektor i trochę odpoczywaliśmy. W miarę zbliżania się pory rozpoczęcia Eucharystii tłum gęstniał, coraz trudniej było mi być przy tej drewnianej barierce, bo ludzie zewsząd naciskali. Wtem ktoś rzucił hasło: "Jedzie!". Nie wyobrażacie sobie jaki był przy tej barierce ścisk... nie było mowy, żeby ludzie ustąpili z miejsca. Z resztą w takiej sytuacji ludzie reagują udając, że nie widzą... No w końcu siedząc na wózku nie miałem 1,7 m wzrostu to i nie widzieli ;) Efektem był paradoks, bo siedziałem od barierki jakieś 1,5 m ale nic nie mogłem zobaczyć z trasy przejazdu. Ale kiedy Papież w swym Papamobile był na mojej wysokości i gdy podniósł rękę by pobłogosławić, zobaczyłem tylko koniuszek palca środkowego... Ale wtedy poczułem tak ogromną radość i takie niezwykłe uczucie miłości, łzy poleciały mi ciurkiem. Było to tak niezwykłe, bo to wyglądało jakbym był tylko ja i Papież... Nie mogłem się uspokoić przez dłuższy czas, moja znajoma myślała, że jestem rozdrażniony aroganctwem i egoizmem ludzi, bo przecież nic nie widziałem. A ja sobie pomyślałem, że wielu Go widziało, ale nie zobaczyło. Bo jak się Go zobaczy sercem, to wtedy się chce Go słuchać i naśladować. Ja od tamtego czasu zacząłem regularnie czytać Jego teksty, przemówienia. Wiele słów zapadło mi w sercu, szczególnie podczas Spotkania Młodzieży w Rzymie w Jubileuszowym Roku, kiedy to na torze Vergata odbywała się msza kończąca to spotkanie. Mówił o laboratorium wiary, które znajduje się w sercu każdego z nas. To tam spotykamy Jezusa, nigdzie indziej tylko tam jesteśmy przed Nim tacy jacy prawdziwie jesteśmy. Tam nie mamy założonych masek na sobie... Wielokrotnie podkreślał wagę bycia prawdziwym świadkiem, i ta lekcja bycia autentycznym do końca mimo cierpienia będzie dla mnie zawsze drogowskazem jak godnie przeżyć swe życie...

Dziękuję Ci Ojcze Święty za niezwykłe Twe świadectwo, za bycie prawdziwym do końca swych dni. Dziękuję Ci za każdy Twój uśmiech, za spojrzenie, za Miłość. Dziękuję Ci, że mogłem Cię spotkać na swej drodze, a teraz mogę się modlić przez Twoje wstawiennictwo do Boga. Dziękuję Ci, że pokazujesz mi Boga Miłości, który ukochał mnie do końca... Dziękuję Ci Ojcze Święty!
Janie Pawle II módl się za nami!

środa, 9 kwietnia 2014

Ewangelizacja w Cmolasie

Dzisiaj chciałbym się z Wami podzielić kilkoma refleksjami z wyjazdu ewangelizacyjnego do Cmolasu :)

Przed tym wyjazdem nie miałem najlepszego czasu, bo pojawiła się na mojej prawej nodze róża, która jest efektem zaburzenia limfatycznego. Nie jest to nowa sprawa, bo już od kilkunastu lat takie zaburzenia mam, ale akurat zbiegło się to z planowanym wyjazdem na rekolekcje do Rept razem z moim stowarzyszeniem "Modlitwa I Czyn". Musiałem niestety poleżeć więcej niż zwykle no i miałem też wizytę u lekarza rodzinnego już w pn. Bardzo żałowałem, że nie mogłem pojechać na te rekolekcje. Sądząc po zdjęciach i krótkim opisie na stronie, był to owocny czas. M. in. dlatego nie odpuściłem okazji podzielenia się swoim świadectwem w Cmolasie k. Rzeszowa, gdzie pojechałem na zaproszenie ks. Przemka Dudka.


Mówiłem dwukrotnie, najpierw do gimnazjum:



Mówiło mi się bardzo dobrze. Jednak od razu można zauważyć różnicę między młodzieżą wielkomiejską a z mniejszych miejscowości. Ta z Cmolasu była spokojna, ale jak to gimnazjaliści, którym wydaje się, że już są dorośli, gdzieś po bokach cwaniaczyli. Jednak kilka twarzy dawało mi wyraźnie znać, że to dla nich był bardzo ważny czas. Dostrzegałem poruszenie na ich twarzach:


Po gimnazjalistach przyszedł czas na szkołę podstawową. Przyznam się Wam, że bardzo miałem dużą tremę. Bo wcześniej to tylko raz mówiłem do dzieciaków i nie miałem z tym faktem najlepszego wrażenia. Dlatego trochę się obawiałem tego spotkania. Ale zupełnie niepotrzebnie, ich ciekawość, otwartość a przede wszystkim spontaniczność i szczerość dodała mi niezwykłego poweru :)







Zaskoczyła mnie niezwykła otwartość tych dzieciaków. Nie było żadnego problemu kontaktu z nimi, były nawet pytania do mnie, najlepsze z nich: ile lat już jestem księdzem? !! :D
Byłem naprawdę bardzo szczęśliwy z tego powodu, że mogłem się moją wiarą dzielić z tymi dzieciakami.
I tak na koniec chcę wyrazić Bogu wdzięczność za ten dar Ewangelizacji. Przede wszystkim dlatego, że kiedy się dzielę swoją wiarą, to miałem okazję widzieć radosne, uśmiechnięte twarze. Wtedy i moja wiara wzrastała, bo taka jest logika Boga. Jak się dzielisz, dajesz, to jeszcze więcej otrzymujesz...
Chwała Panu za to dzieło!

czwartek, 3 kwietnia 2014

Bądźmy Aniołami dla drugich!

Obiecałem, że opiszę wczorajsze zdarzenie no to dotrzymuję słowa... :)

Miał to być dzień bardziej spokojny, bo poprzedniego dnia zdarzyła nam się mała awaria i z pieca centralnego wylała woda w łazience. Miałem zrobić małe zakupy, no i dzięki przyjaciołom wskoczyłem na wózek i pojechałem do sklepu. Dzień był piękny, ani jednej chmurki, troszkę wiał zimny wiatr ale i tak było przepięknie.. Kiedy dojechałem do drogerii chciałem zapytać dokładnie mamę o konkretne artykuły jakie miałem kupić, sięgam do kieszeni, by zadzwonić.... a tu pusta kieszeń. Najpierw nie mogłem uwierzyć, że wyleciała mi z kieszeni, a potem mi się gorąco zrobiło, bo zrozumiałem co to znaczy... Wystrzeliłem jak rakieta z tej drogerii! no i jechałem tą samą trasą pytając ludzi czy czasem nie widzieli leżącej komórki, lub osoby podnoszącej takową... Spotkałem znajomego, od którego zadzwoniłem na swój nr ale nikt nie odbierał... Z jednej strony mnie to pocieszało, bo to znaczyło, że jeszcze nie została karta wyciągnięta, no a z drugiej jednak nikt nie odbierał... Byłem nawet na policji, no ale zgłosić to mogę kradzież lub zawłaszczenie ale zgubę... niestety nie. Procedura zawłaszczenia jest uruchamiana dopiero przy braku sygnału, więc nic nie mogą zrobić.
Zadzwoniłem do domu żeby poinformować o przykrej nowinie, no i trochę się łudząc, że ktoś kto znajdzie ten telefon to poszuka domowego i da znać, ale z ręką na sercu przyznam się wam, że w to nie wierzyłem. Głównie dlatego, że to był nowy telefon (Sony xperia sp), bo dopiero co przedłużyłem umowę... Kiedy mama odebrała to od razu mówi tak: "Co, szukasz telefonu?" A ja nie mogłem uwierzyć, że Ktoś dał znać i już moja bratowa poszła po ten telefon :) :)

Pomyślałem sobie, że w tym świecie często mówi się o egoizmie, wyzysku, znieczulicy, że tego dobra coraz mniej na tym świecie. A ja doświadczam właśnie tak wiele dobra z wielu stron, i ta pani, która znalazła i zadzwoniła do domu była i jest w pewnym sensie takim moim Aniołem :) Upewniłem się do jednej rzeczy, że warto być dobrym dla drugiego!!! Dzisiaj to ja miałem okazję odczuć to dobro na swojej skórze, ale jutro chętnie okażę je innemu, by stać się Jego Aniołem :)
 I zachęcam Was wszystkich: Bądźmy Aniołami dla drugich!! A dobro do nas wróci!!