niedziela, 27 kwietnia 2014
Wspomnienie
No i "Lolek" został Świętym.... Oficjalnie, bo Nim był od poczęcia. Moje z Nim spotkania zawsze były nacechowane niezwykłą Miłością. Kilkakrotnie miałem okazję Go widzieć, m. in. w Krakowie na Błoniach i na Franciszkańskiej 3, w Sandomierzu, w Rzymie, w Paryżu widziałem Go najbliżej. Z każdego spotkania wynosiłem Słowo... czasem zdanie. Ale najważniejszym moim spotkaniem było w Krośnie 10.06.1997 r.. I tym razem nie było to Słowo, ale gest. Jednak pozwólcie, że opowiem od początku...
Na mszę wybrałem się z moją znajomą autobusem wraz z innymi niepełnosprawnymi ze stowarzyszenia "Podkarpacie". Byliśmy tam bardzo wcześnie, odnaleźliśmy sektor dla osób niepełnosprawnych, który był bardzo daleko od ołtarza... Normalnie zakrawało to o kpinę, że tak daleko od ołtarza, postanowiliśmy wraz ze znajomą, że spróbujemy się przedostać bliżej. Udało się przejść kilka sektorów, ale zatrzymaliśmy się w połowie tego co planowaliśmy, bo koło tego sektora miał przejeżdżać Papież. Ustawiliśmy się blisko bramki ograniczającej sektor i trochę odpoczywaliśmy. W miarę zbliżania się pory rozpoczęcia Eucharystii tłum gęstniał, coraz trudniej było mi być przy tej drewnianej barierce, bo ludzie zewsząd naciskali. Wtem ktoś rzucił hasło: "Jedzie!". Nie wyobrażacie sobie jaki był przy tej barierce ścisk... nie było mowy, żeby ludzie ustąpili z miejsca. Z resztą w takiej sytuacji ludzie reagują udając, że nie widzą... No w końcu siedząc na wózku nie miałem 1,7 m wzrostu to i nie widzieli ;) Efektem był paradoks, bo siedziałem od barierki jakieś 1,5 m ale nic nie mogłem zobaczyć z trasy przejazdu. Ale kiedy Papież w swym Papamobile był na mojej wysokości i gdy podniósł rękę by pobłogosławić, zobaczyłem tylko koniuszek palca środkowego... Ale wtedy poczułem tak ogromną radość i takie niezwykłe uczucie miłości, łzy poleciały mi ciurkiem. Było to tak niezwykłe, bo to wyglądało jakbym był tylko ja i Papież... Nie mogłem się uspokoić przez dłuższy czas, moja znajoma myślała, że jestem rozdrażniony aroganctwem i egoizmem ludzi, bo przecież nic nie widziałem. A ja sobie pomyślałem, że wielu Go widziało, ale nie zobaczyło. Bo jak się Go zobaczy sercem, to wtedy się chce Go słuchać i naśladować. Ja od tamtego czasu zacząłem regularnie czytać Jego teksty, przemówienia. Wiele słów zapadło mi w sercu, szczególnie podczas Spotkania Młodzieży w Rzymie w Jubileuszowym Roku, kiedy to na torze Vergata odbywała się msza kończąca to spotkanie. Mówił o laboratorium wiary, które znajduje się w sercu każdego z nas. To tam spotykamy Jezusa, nigdzie indziej tylko tam jesteśmy przed Nim tacy jacy prawdziwie jesteśmy. Tam nie mamy założonych masek na sobie... Wielokrotnie podkreślał wagę bycia prawdziwym świadkiem, i ta lekcja bycia autentycznym do końca mimo cierpienia będzie dla mnie zawsze drogowskazem jak godnie przeżyć swe życie...
Dziękuję Ci Ojcze Święty za niezwykłe Twe świadectwo, za bycie prawdziwym do końca swych dni. Dziękuję Ci za każdy Twój uśmiech, za spojrzenie, za Miłość. Dziękuję Ci, że mogłem Cię spotkać na swej drodze, a teraz mogę się modlić przez Twoje wstawiennictwo do Boga. Dziękuję Ci, że pokazujesz mi Boga Miłości, który ukochał mnie do końca... Dziękuję Ci Ojcze Święty!
Janie Pawle II módl się za nami!
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz