Kolejny mroźny tydzień za mną... Właśnie sobie wyliczyłem, że nie byłem na zewnątrz już od 17 dni. I nie dlatego, że nie mogłem, bo pewnie by się udało jakoś wyskoczyć, ale po prostu ta pora zimowa tak właśnie mnie nastraja. Lubię w czasie zimy przebywać w domu, bo wtedy mam czas na wszelkiego rodzaju porządki. Począwszy od papierów, a skończywszy na porządkach w komputerze...
Mam też czas na czytanie, oglądanie filmów itd. itp. no i oczywiście kibicowanie naszym:) a w sobotę to nawet innym kibicowałem, żeby nasi szczypiorniaki zajęli jak najlepsze miejsce w grupie, oj jutro będzie się działo:) W czwartek to sądzę, że mnie w całym bloku słyszeli, jak nasi zdobyli zwycięską bramkę z Serbią:)
No i mam czas też trochę pomedytować nad życiem... hehe tylko nie mam jakoś ochoty zbyt wielkiej na pisanie tutaj owoców tychże medytacji:), jakoś nie bardzo mi przychodzi się tutaj "wywnętrzniać":) No ale jak się powiedziało "A", to....
A zauważam stały progres w obserwowaniu tego blogu (bloga?), co mnie bardzo cieszy, tylko Ci obserwatorzy jacyś strasznie nieśmiali.... :) Nie komentują, nie zdają pytań, może ja po prostu "za grzecznie" piszę... No cóż, staram się tutaj pisać to co myślę, najwyraźniej obserwatorzy raczą się zgadzać z moimi poglądami:)
Wrócę jeszcze do bodajże 3 stycznia, kiedy to miałem okazję zobaczyć film w trójwymiarze: "Hobbit". Książkę oczywiście przeczytałem dawno temu, czytałem ją z zapartym tchem, łatwo było sobie wyobrazić narratora z fajką przy kominku, opowiadającego o spokojnym, osiadłym,
respektowanym Bilbo, który nagle odkrywa w sobie pokłady odwagi i
podróżniczą żyłkę. Ale trudno było mi sobie wyobrazić jak trochę ponad 300 stron książki będzie przerobione na "trylogię" filmową???!!
Jadąc na film trochę się obawiałem, że to trochę komercją będzie zalatywać. No i niestety miałem trochę racji, trochę, bo faktycznie bardzo to zostało rozwleczone, ale ratuje ten film kilka rzeczy: plenery (po prostu cuuudooo!!!), efekty specjalne (bynajmniej nie trójwymiarowe), no i oczywiście gra aktorów. W sumie nie jest aż taki zły, ale na kolejne części już tak mocno nie czekam, jak na tę... Chyba jeszcze tej zimy trzeba mi będzie przeczytać po raz wtóry "Hobbita", a potem ... sami się domyślcie :)
Teraz trochę z innej beczki, podzielę się z wami jednym super fajnym zdarzeniem, którego byłem świadkiem na ostatniej "Pasterce". Nie będę pisał o kim mowa, choć zainteresowani doskonale będą wiedzieć o kogo chodzi... Piszę o tym, bo niezwykle było to budujące, czego byłem świadkiem. Otóż byłem pośrednikiem w przekazaniu pierścionka zaręczynowego, a działo się w trakcie Pasterki :) Miałem niesamowitą okazję widzieć jak rozpromienia się twarz dziewczyny, która otrzymała tenże pierścionek (tak przy okazji, bardzo delikatny i piękny...). I choć to nie ja byłem tym proszącym o rękę, to i tak byłem niezwykle wzruszony, ale jeszcze bardziej byłem zbudowany tym wszystkim co się wydarzyło po mszy:) Otóż chłopak poprosił ojca zakonnika o poświęcenie tegoż pierścionka i dopiero wtedy nałożył na jej palec i zapytał, czy wyjdzie za niego. Odpowiedź była jak najbardziej pozytywna:):):) I pomyślałem sobie, że jeszcze nie jest tak źle na tym świecie, skoro młodzi zaczynają swoją wspólną drogę z Bogiem pomiędzy Nimi.. Nie muszę Wam mówić, że z tego powodu jestem bardzo szczęśliwy i już teraz modlę się o błogosławieństwo dla Nich, by się razem wspólnie zestarzeli... Musiałem Wam o tym napisać, bo uważam, że były to najpiękniejsze "zaręczyny" jakie miałem okazję widzieć, czy słyszeć. To jest niezwykle budujące kiedy młodzi zaczynają swoje wspólne życie właśnie w taki sposób.
Na dzisiaj tyle, dodam tylko, że w tygodniu powinno się pokazać kolejna egzegeza fragmentu Pisma Św. w dziale Lectio Divina:)
Pozdrawiam wszystkich czytających:)
czytają, obserwują i nie komentują bo są umówieni na herbatę :-)
OdpowiedzUsuńhaha:) masz to Anonimie jak w banku:)
OdpowiedzUsuńA inni czytają, mają o czym rozmyślać i czekają na ciąg dalszy... Pozdrowienia z Gliwic.
OdpowiedzUsuńno jak miło:) też pozdrawiam:)
OdpowiedzUsuń