wtorek, 5 marca 2013

Sede Vacante

No i znowu trochę zapuściłem tego bloga, no ale przecież nie obiecywałem, że będę tutaj codziennie ;) A chciałem napisać kilka słów o czasie kiedy nie ma papieża...
     
     Przyznaję, że się zasmuciłem kiedy słyszałem o decyzji Benedykta XVI-go. Zupełnie byłem tym zaskoczony, poczułem się jakoś dziwnie, bo skoro Duch Św. wybrał go, to czy można "samemu" podjąć taką decyzję? Nie pomyślałem ani przez chwilę, że to "ucieczka" od trudnych tematów kurialnych... I kiedy na spokojnie oglądnąłem tą relację z odczytania Benedykta XVI-go o rezygnacji i zobaczenia tego całego szumu medialnego, to zrozumiałem że Papież jest nieustannie na cenzurowanym. I zadałem sobie pytanie patrząc na swą mamę, która jest coraz słabsza i męczy się przy swych codziennych obowiązkach, które robiła bezproblemowo jeszcze 2-3 lata temu. A czy właśnie takie osłabienie nie nastąpiło u Benedykta... A świat pędzi nieubłaganym rytmem i potrzebuje Kogoś kto będzie mógł nadążyć w tych wszystkich trudnych sprawach Kościoła. A gdyby jeszcze założyć taką sytuację (bo nic mi o tym nie wiadomo), że Papież zachorował na alzheimer'a (czego mu z całego serca nie życzę), to przecież bycie papieżem w takiej sytuacji byłoby niemożliwe, groziłoby nawet wyśmiewaniem przez laickie środowiska godności jaką by sprawował Benedykt XVI-y. Można by mieć pytanie do Boga, jeśli tak jest, to dlaczego Go nie zabierze do siebie teraz, kiedy jeszcze jest w miarę sprawny? No i tak sobie myślę, że Benedykt może teraz więcej dla nas wszystkich zrobić, omadlając wybór nowego papieża, jak i też te wszystkie bolące sprawy kościoła, i w ten sposób być bardziej pożytecznym, niż piastując posługę papieża... Ale to są tylko moje myśli i próby wyjaśnienia, bo tak po ludzku to bardzo mi szkoda tego pokornego człowieka... Pamiętam jak dziś kiedy Papież odwiedził Polskę w 2006 r. i podczas tej pielgrzymki miałem okazję spotkać się z Nim twarzą w twarz:) Było to w Łagiewnikach, kiedy spotykał się z ludźmi chorymi i niepełnosprawnymi. Przechodząc przez środek kościoła zatrzymał się bardzo blisko mnie, popatrzyliśmy sobie głęboko w oczy, chciałem Go o coś zapytać, ale głos ugrząsł w gardle... Jednak to spojrzenie zapamiętam do końca życia: pełne miłości, niezwykłego spokoju, a nade wszystko pokory. Dotknąłem tylko Jego ręki, niestety nie dałem rady już, by ucałować Jego dłoń. Jak do tej pory nie miałem bliższego kontaktu z Papieżem, owszem spotykając się na pielgrzymim szlaku z Janem Pawłem II byłem kilka razy dość blisko, ale nigdy tak jak właśnie wtedy.. Oczywiste jest, że porównywałem ich obu i zawsze dochodziłem do wniosku, że to bez sensu. Obaj odznaczali się wielką pokorą i świętością, a byli inni, bo w końcu mieli różne charaktery. Jednak z biegiem czasu bardzo doceniam to moje osobiste spotkanie z Benedyktem... W tej chwili modlę się o dobry wybór nowego papieża, bo przed nim niezwykle trudne zadania, o wiele trudniejsze niż były przed Janem Pawłem II-gim czy Benedyktem XVI-tym...
Dzisiaj tyle, ale pewnie jeszcze w tygodniu coś tutaj napiszę, bo sporo się dzieje w ostatnim czasie u mnie... No i wiosna nadchodzi, i może uda się jeszcze w tym tygodniu rozpocząć "sezon elektryka" :)
Pozdrawiam wszystkich czytających :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz