wtorek, 15 lipca 2014

Krótka informacja

Kochani trochę się zaniedbałem ze swym blogiem... wiem wiem... no ale pogoda się zrobiła :P I w sumie od jutra tj. 16-go lipca wyjeżdżam na turnus rehabilitacyjny do Głogowa, także tego... cisza będzie kontynuowana ... :D Ale po powrocie postaram się zebrać kilka myśli i je tu przelać :) Póki co, każdemu czytającemu życzę udanych wakacji ;)
Pozdrawiam gorąco....

piątek, 30 maja 2014

Przebaczenie wyklucza rozliczenie?

Od ostatniego wpisu trochę czasu minęło, a dzisiaj jakoś złapałem wenę do pisania i tak z rozpędu piszę i tutaj...

Dzisiaj będzie trochę politycznie, bo chciałem się pochylić nad postacią cokolwiek dramatyczną, właśnie w tej chwili jest chowany na Powązkach gen. Jaruzelski. Nie oglądam relacji, ale mogę się domyślać co się tam wyprawia teraz. I sam fakt przepychanek nie popieram, bo nie szanujemy tej ostatniej godziny drogi, człowieka który pogodził się z Bogiem, przyjął Ciało Chrystusa. Czy było to szczere ze strony Jaruzelskiego nie mnie to oceniać, dla niego lepiej żeby tak było. Bo jeśli nie było, to ma teraz, kolokwialnie mówiąc, przechlapane. Ale chcę wierzyć, że to szczerze zrobił i dał sobie szansę na życie wieczne. Bo to teraz tylko i wyłącznie jest sprawa pomiędzy Jaruzelskim a Bogiem.

Natomiast sprawa pochówku jest sprawą naszą. Bo to gdzie będą leżeć prochy, w jakim miejscu, ma wielkie znaczenie dla naszej historii i naszej tożsamości narodowej. Kiedy usłyszałem, że będzie leżał na Cmentarzu Powązkowskim, to poczułem pewien niesmak. Niewiele on się zmniejszył, gdy dowiedziałem się, że będzie pochowany w Alei Ludowego Wojska Polskiego. Bo dla zwykłego Kowalskiego niewiele to znaczy. Sami sobie odpowiedzcie z czym wam się kojarzy gdy usłyszycie, że ktoś leży na Cmentarzu Powązkowskim? Ano zaryzykuję stwierdzenie, że ok 80-90% naszego społeczeństwa stwierdzi, że musi to być bardzo wybitna postać, która bardzo się zasłużyła dla kraju, jakimś bohaterskim wyczynem, czy wybitnym dziełem literackim lub innymi wielkimi czynami. A niestety gen. Jaruzelski nie ma koncie swego życia takowego czynu, a przynajmniej sąd nie zdążył Go z wszystkich Jego działań rozliczyć. Ważna w naszym życiu tutaj na ziemi jest sprawiedliwość, a jej w tym wypadku zabrakło... Pozwolę sobie tutaj zacytować kilka słów, które napisałem do Mojej Przyjaciółki wyjaśniając motywy przyłączenia się do akcji protestacyjnej zorganizowanej przez Stowarzyszenie "Studenci dla Rzeczypospolitej":

"Ani śmierć, ani nawrócenie przed śmiercią, ani jakiekolwiek inne okoliczności nie anulują historii. Jeszcze wiele szczegółów jego życiorysu nie ujrzało światła dziennego, ale ujrzy. I śmiem twierdzić, że tak właśnie jest dobrze – i to najbardziej dla niego. Bo jestem pewien, że nie ma teraz nikogo bardziej zainteresowanego rozliczeniem Wojciecha Jaruzelskiego, niż on sam. I nie ma nikogo, kto teraz bardziej chciałby naprawić wyrządzone przezeń szkody – niż on. Samemu Jaruzelskiemu w obecnej chwili, gdy jest przed Bogiem, nie zależy już na peanach na Jego cześć. A tak przy okazji, chwała Panu, że się wyspowiadał i przyjął Ciało Pana, bo dzięki temu pewnie będzie mu łatwiej dostać się do nieba. Gdy człowiek stoi w obliczu Boga, który jest samą prawdą, to przecież nie ma dla niego znaczenia, co sobie o nim pomyślą ci, co jeszcze zostali na ziemi. Jest zainteresowany tylko i wyłącznie prawdą. A nie ma prawdy bez sprawiedliwości. Skoro tak, to nie ulega wątpliwości, że Wojciech Jaruzelski nie chce żadnych honorów, bo mu się one z tytułu sprawiedliwości nie należą. Przeciwnie – z tego samego tytułu należy mu się więzienie (choćby symboliczny wyrok), i to, że go na ziemi uniknął, wcale nie znaczy, że to dla niego korzystne. Św. Faustyna mówiła o „strasznym upaleniu”, jakie cierpią dusze czyśćcowe. Wszyscy ci, co sądzą, że śmierć rozwiązuje ziemskie zobowiązania, są w głębokim błędzie. Wiele wskazuje na to, że lepiej na ziemi spłacić swoje, choćby najcięższe, długi wobec sprawiedliwości, niż robić to „z tamtej strony”. Dlatego – jestem pewien – nie robimy Wojciechowi Jaruzelskiemu uprzejmości, kryjąc złe rzeczy, które zrobił. Przyniesiemy mu natomiast ogromną ulgę, jeśli poznawszy prawdę – przebaczymy mu. I sobie też pomożemy, bo nieprzebaczenie niszczy nie tylko sprawcę krzywdy, ale i jego ofiary. Przebaczenie wcale nie oznacza, że należy zaniechać lustracji, spalić dokumenty, zamknąć archiwa, zalać betonem. Przebaczenie nie oznacza nawet – gdy sprawca krzywdy żyje – że trzeba wycofać sprawiedliwe roszczenia np. przed sądem. Trzeba z miłością, czyli bez zawziętości, ale konsekwentnie dochodzić prawdy, jaka by nie była, zgodnie z zasadą: „Najgorsza prawda jest lepsza od najlepszego kłamstwa”. On potrzebuje tylko prawdy, przebaczenia i modlitwy."

I tak na koniec, żałuję bardzo, że śp. Mazowiecki przedzielił tamte czasy "grubą kreską" w imię źle pojmowanego przebaczenia. A ta sytuacja będzie niechybnie wracać, wszak jeszcze paru działaczy, którzy mają krew na swych rękach robotników walczących o wolność i demokrację, żyją wśród nas...

niedziela, 27 kwietnia 2014

Wspomnienie



No i "Lolek" został Świętym.... Oficjalnie, bo Nim był od poczęcia. Moje z Nim spotkania zawsze były nacechowane niezwykłą Miłością. Kilkakrotnie miałem okazję Go widzieć, m. in. w Krakowie na Błoniach i na Franciszkańskiej 3, w Sandomierzu, w Rzymie, w Paryżu widziałem Go najbliżej. Z każdego spotkania wynosiłem Słowo... czasem zdanie. Ale najważniejszym moim spotkaniem było w Krośnie 10.06.1997 r.. I tym razem nie było to Słowo, ale gest. Jednak pozwólcie, że opowiem od początku...
Na mszę wybrałem się z moją znajomą autobusem wraz z innymi niepełnosprawnymi ze stowarzyszenia "Podkarpacie". Byliśmy tam bardzo wcześnie, odnaleźliśmy sektor dla osób niepełnosprawnych, który był bardzo daleko od ołtarza... Normalnie zakrawało to o kpinę, że tak daleko od ołtarza, postanowiliśmy wraz ze znajomą, że spróbujemy się przedostać bliżej. Udało się przejść kilka sektorów, ale zatrzymaliśmy się w połowie tego co planowaliśmy, bo koło tego sektora miał przejeżdżać Papież. Ustawiliśmy się blisko bramki ograniczającej sektor i trochę odpoczywaliśmy. W miarę zbliżania się pory rozpoczęcia Eucharystii tłum gęstniał, coraz trudniej było mi być przy tej drewnianej barierce, bo ludzie zewsząd naciskali. Wtem ktoś rzucił hasło: "Jedzie!". Nie wyobrażacie sobie jaki był przy tej barierce ścisk... nie było mowy, żeby ludzie ustąpili z miejsca. Z resztą w takiej sytuacji ludzie reagują udając, że nie widzą... No w końcu siedząc na wózku nie miałem 1,7 m wzrostu to i nie widzieli ;) Efektem był paradoks, bo siedziałem od barierki jakieś 1,5 m ale nic nie mogłem zobaczyć z trasy przejazdu. Ale kiedy Papież w swym Papamobile był na mojej wysokości i gdy podniósł rękę by pobłogosławić, zobaczyłem tylko koniuszek palca środkowego... Ale wtedy poczułem tak ogromną radość i takie niezwykłe uczucie miłości, łzy poleciały mi ciurkiem. Było to tak niezwykłe, bo to wyglądało jakbym był tylko ja i Papież... Nie mogłem się uspokoić przez dłuższy czas, moja znajoma myślała, że jestem rozdrażniony aroganctwem i egoizmem ludzi, bo przecież nic nie widziałem. A ja sobie pomyślałem, że wielu Go widziało, ale nie zobaczyło. Bo jak się Go zobaczy sercem, to wtedy się chce Go słuchać i naśladować. Ja od tamtego czasu zacząłem regularnie czytać Jego teksty, przemówienia. Wiele słów zapadło mi w sercu, szczególnie podczas Spotkania Młodzieży w Rzymie w Jubileuszowym Roku, kiedy to na torze Vergata odbywała się msza kończąca to spotkanie. Mówił o laboratorium wiary, które znajduje się w sercu każdego z nas. To tam spotykamy Jezusa, nigdzie indziej tylko tam jesteśmy przed Nim tacy jacy prawdziwie jesteśmy. Tam nie mamy założonych masek na sobie... Wielokrotnie podkreślał wagę bycia prawdziwym świadkiem, i ta lekcja bycia autentycznym do końca mimo cierpienia będzie dla mnie zawsze drogowskazem jak godnie przeżyć swe życie...

Dziękuję Ci Ojcze Święty za niezwykłe Twe świadectwo, za bycie prawdziwym do końca swych dni. Dziękuję Ci za każdy Twój uśmiech, za spojrzenie, za Miłość. Dziękuję Ci, że mogłem Cię spotkać na swej drodze, a teraz mogę się modlić przez Twoje wstawiennictwo do Boga. Dziękuję Ci, że pokazujesz mi Boga Miłości, który ukochał mnie do końca... Dziękuję Ci Ojcze Święty!
Janie Pawle II módl się za nami!

środa, 9 kwietnia 2014

Ewangelizacja w Cmolasie

Dzisiaj chciałbym się z Wami podzielić kilkoma refleksjami z wyjazdu ewangelizacyjnego do Cmolasu :)

Przed tym wyjazdem nie miałem najlepszego czasu, bo pojawiła się na mojej prawej nodze róża, która jest efektem zaburzenia limfatycznego. Nie jest to nowa sprawa, bo już od kilkunastu lat takie zaburzenia mam, ale akurat zbiegło się to z planowanym wyjazdem na rekolekcje do Rept razem z moim stowarzyszeniem "Modlitwa I Czyn". Musiałem niestety poleżeć więcej niż zwykle no i miałem też wizytę u lekarza rodzinnego już w pn. Bardzo żałowałem, że nie mogłem pojechać na te rekolekcje. Sądząc po zdjęciach i krótkim opisie na stronie, był to owocny czas. M. in. dlatego nie odpuściłem okazji podzielenia się swoim świadectwem w Cmolasie k. Rzeszowa, gdzie pojechałem na zaproszenie ks. Przemka Dudka.


Mówiłem dwukrotnie, najpierw do gimnazjum:



Mówiło mi się bardzo dobrze. Jednak od razu można zauważyć różnicę między młodzieżą wielkomiejską a z mniejszych miejscowości. Ta z Cmolasu była spokojna, ale jak to gimnazjaliści, którym wydaje się, że już są dorośli, gdzieś po bokach cwaniaczyli. Jednak kilka twarzy dawało mi wyraźnie znać, że to dla nich był bardzo ważny czas. Dostrzegałem poruszenie na ich twarzach:


Po gimnazjalistach przyszedł czas na szkołę podstawową. Przyznam się Wam, że bardzo miałem dużą tremę. Bo wcześniej to tylko raz mówiłem do dzieciaków i nie miałem z tym faktem najlepszego wrażenia. Dlatego trochę się obawiałem tego spotkania. Ale zupełnie niepotrzebnie, ich ciekawość, otwartość a przede wszystkim spontaniczność i szczerość dodała mi niezwykłego poweru :)







Zaskoczyła mnie niezwykła otwartość tych dzieciaków. Nie było żadnego problemu kontaktu z nimi, były nawet pytania do mnie, najlepsze z nich: ile lat już jestem księdzem? !! :D
Byłem naprawdę bardzo szczęśliwy z tego powodu, że mogłem się moją wiarą dzielić z tymi dzieciakami.
I tak na koniec chcę wyrazić Bogu wdzięczność za ten dar Ewangelizacji. Przede wszystkim dlatego, że kiedy się dzielę swoją wiarą, to miałem okazję widzieć radosne, uśmiechnięte twarze. Wtedy i moja wiara wzrastała, bo taka jest logika Boga. Jak się dzielisz, dajesz, to jeszcze więcej otrzymujesz...
Chwała Panu za to dzieło!

czwartek, 3 kwietnia 2014

Bądźmy Aniołami dla drugich!

Obiecałem, że opiszę wczorajsze zdarzenie no to dotrzymuję słowa... :)

Miał to być dzień bardziej spokojny, bo poprzedniego dnia zdarzyła nam się mała awaria i z pieca centralnego wylała woda w łazience. Miałem zrobić małe zakupy, no i dzięki przyjaciołom wskoczyłem na wózek i pojechałem do sklepu. Dzień był piękny, ani jednej chmurki, troszkę wiał zimny wiatr ale i tak było przepięknie.. Kiedy dojechałem do drogerii chciałem zapytać dokładnie mamę o konkretne artykuły jakie miałem kupić, sięgam do kieszeni, by zadzwonić.... a tu pusta kieszeń. Najpierw nie mogłem uwierzyć, że wyleciała mi z kieszeni, a potem mi się gorąco zrobiło, bo zrozumiałem co to znaczy... Wystrzeliłem jak rakieta z tej drogerii! no i jechałem tą samą trasą pytając ludzi czy czasem nie widzieli leżącej komórki, lub osoby podnoszącej takową... Spotkałem znajomego, od którego zadzwoniłem na swój nr ale nikt nie odbierał... Z jednej strony mnie to pocieszało, bo to znaczyło, że jeszcze nie została karta wyciągnięta, no a z drugiej jednak nikt nie odbierał... Byłem nawet na policji, no ale zgłosić to mogę kradzież lub zawłaszczenie ale zgubę... niestety nie. Procedura zawłaszczenia jest uruchamiana dopiero przy braku sygnału, więc nic nie mogą zrobić.
Zadzwoniłem do domu żeby poinformować o przykrej nowinie, no i trochę się łudząc, że ktoś kto znajdzie ten telefon to poszuka domowego i da znać, ale z ręką na sercu przyznam się wam, że w to nie wierzyłem. Głównie dlatego, że to był nowy telefon (Sony xperia sp), bo dopiero co przedłużyłem umowę... Kiedy mama odebrała to od razu mówi tak: "Co, szukasz telefonu?" A ja nie mogłem uwierzyć, że Ktoś dał znać i już moja bratowa poszła po ten telefon :) :)

Pomyślałem sobie, że w tym świecie często mówi się o egoizmie, wyzysku, znieczulicy, że tego dobra coraz mniej na tym świecie. A ja doświadczam właśnie tak wiele dobra z wielu stron, i ta pani, która znalazła i zadzwoniła do domu była i jest w pewnym sensie takim moim Aniołem :) Upewniłem się do jednej rzeczy, że warto być dobrym dla drugiego!!! Dzisiaj to ja miałem okazję odczuć to dobro na swojej skórze, ale jutro chętnie okażę je innemu, by stać się Jego Aniołem :)
 I zachęcam Was wszystkich: Bądźmy Aniołami dla drugich!! A dobro do nas wróci!!

wtorek, 25 marca 2014

Świadectwo w Tarnowcu

Czas Ewangelizacji u mnie wciąż trwa, tym razem miałem okazję dzielić się swym świadectwem w tarnowieckim gimnazjum. Zostałem zaproszony przez ks. Łukasza Mariuszyca, który głosi tam rekolekcje dla całej parafii.
Muszę przyznać, że mi się świetnie mówiło. Ks. Nikodem, który był wprowadzającym mnie na to spotkanie, zadbał o to by wypadło ono bez zakłóceń, za co mu bardzo dziękuję.


Przyznam się wam, że  dzielenie się Bożą Miłością daje mnóstwo satysfakcji. Kiedy widziałem uśmiechnięte i zasłuchane twarze, to pomyślałem sobie, że dobrze jest być narzędziem w ręku Boga.


I to funkcjonuje jak sprzężenie zwrotne, bo wtedy i moja wiara wzrasta :)


Jednym słowem, był to dobry czas. Bo ja dzięki takim m.in. świadectwom odzyskuję zdrowy dystans do aktualnej sytuacji w świecie. I żywię wciąż nadzieję, że m. in. dzięki tej młodzieży do końca nie zwariujemy i zwycięży Chrystus.


I na koniec chciałbym jeszcze podziękować Michałowi i Weronice za bycie moimi butami... :)
Bóg Wam zapłać!

czwartek, 20 marca 2014

świadectwo w gorlicach

Poniżej przedstawiam Wam kolejną relację z moich wyjazdów ewangelizacyjnych :)

Na zaproszenie katechetów (Marek Gryboś i Zdzisław Szpakowski) pojechałem na ewangelizację do 2 szkół gorlickich: ZS 1 i ZST. Poproszono mnie bym powiedział swoje świadectwo nawrócenia. Przyznaję, że lubię do młodzieży mówić, jakoś łatwiej jest mi nawiązać z nimi kontakt.

Najpierw mówiłem do w Zespole Szkół 1, tam miałem 2 serie:




Jak widzicie wszyscy dbali o moje bezpieczeństwo i podpierali ściany żeby nie runęły :) Oczywiście żartuję ;) Bo na ich miejscu zrobiłbym dokładnie tak samo.

Po szybkim przetransportowaniu się pojawiłem się w Zespole Szkół Technicznych i tu też dzieliłem się własnym świadectwem




 Tu też nie miałem większego problemu z kontaktem, dzięki temu mówiło mi się dobrze.

Zawsze gdy mówię swe świadectwo mam świadomość ważności chwili. Nie dlatego, że mówię o sobie, ale dlatego, że wiem Komu zawdzięczam swoje życie i to, jakim dzisiaj jestem człowiekiem. Zawsze dla mnie jest to okazja do głoszenia chwały Jezusa. Wtedy zawsze stają przed oczyma słowa św. Pawła: "Biada mi, gdybym nie głosił Ewangelii!".

I jeszcze jedna refleksja: tak bardzo chciałbym, żeby Ci wszyscy młodzi ludzie poznali jak dobry jest nasz Pan Jezus Chrystus!.

I na koniec, muszę to powiedzieć: czuję się jak ryba w wodzie mówiąc i głosząc Jezusa...

niedziela, 9 marca 2014

Garść myśli

Jest wieczór niedzielny, słucham zespołu Blackmore's Night (taki folk), fajny zespół :) Właśnie mama przyniosła mi herbatkę z cytrynką, ci którzy ją pili wiedzą, że to pyszności :) No i zasiadłem do kompa, by coś napisać. Chciałoby się o jakiś lekkich i łatwych tematach skrobnąć, ale chyba miałbym kaca moralnego, gdybym nie napisał kilka słów o ostatnich wydarzeniach, które wstrząsnęły światem..

Pójdę chronologicznie, a zatem - Olimpiada w Soczi.
Oj dla Polski to były piękne igrzyska :) I dla mnie, bo jakoś odnoszę wrażenie, że człowieczeństwo i hart ducha jest w cenie! No bo jak inaczej mam komentować sukcesy naszych złotych medalistów!
Kowalczyk - ze złamanym śródstopiem zaszalała na 10 km klasykiem. Dała niezwykły popis, ten sukces miałem okazję oglądać i płakałem z radości :) Bo wiem co to znaczy ból... i go pokonywać, niekoniecznie tylko fizyczny, bo i duchowy też znam... Jestem pewien, że po latach, gdy będą pytać Kowalczyk o medal, który najcenniejszy, to na bank będzie mówić, że ten w Soczi. Bo tak jest w życiu, że jeśli sporo jest ofiary, to smak wygranej, osiągnięcia celu, najlepiej smakuje. A to dlatego, że masz poczucie całkowitego spełnienia. Po prostu ze strony ludzkiej wiesz, że zrobiłeś wszystko!
Stoch - no ten człowiek mnie po prostu rozwala! I nie dlatego, że nie kryje się ze swoją wiarą, choć to też, ale przede wszystkim tym, że jest niezwykle pokorny ... i ludzki. Zrobił na mnie niezwykłe wrażenie już po turnieju 4 skoczni, gdy będąc faworytem godnie przegrał. Wyciągnął wnioski no i mamy taki efekt!!
Bródka - no i tu kolejny wielki bohater, no bo przy takich warunkach w jakich trenował, taki wynik :) A komentator (Dembowski) chyba przeszedł samego siebie z tym komentarzem :) No i jaką cudowną rodzinkę ma ten nasz cudowny panczenista, córeczka to po prostu klękajcie narody :) W sumie to się nie dziwię, że mając taką podbudowę w swej rodzinie, osiąga takie sukcesy. Strach pomyśleć, co by było gdyby ten nieszczęsny tor był w Polsce...
Pozostali też dali wiele radości i na koniec tego wątku taka refleksja:
Jak się ma zdrową rodzinę, w której jest miłość i pełna zgoda, panuje akceptacja siebie, zrozumienie drugiej osoby, no to potem są wyniki...
I tak jest w każdej sytuacji, jeśli zaplecze masz zdrowe, to nie ma się o co bać w przyszłości.

No a teraz o wiele smutniejsze wydarzenie - wydarzenia na Ukrainie.
Za dużo mam myśli, których nie jestem w stanie spisać. Jedyne co chcę bardzo napisać, to podzielić się tym co przeżywałem, gdy w szczególny sposób łączyłem się z nimi na Majdanie w nocy poprzedzającej tą masakrę...
Nie mogłem wtedy spać, modliłem się za nich i chciałem wiedzieć, czy czasem coś się tam nie wydarzyło nowego. Włączyłem TV, a było koło 3 nad ranem naszego czasu, przeglądnąłem kanały i okazało się, że tylko 2 telewizje nadawały na żywo: TVN24 i TV Republika. Ale na TVN-ie było z tłumaczeniem, koślawym bo koślawym, no ale zawsze. A chciałem mieć tłumaczenie, bo natrafiłem na..... modlitwę, przyznam, że byłem w szoku. Bo do tej pory na żadnej antenie nie było o tym mowy, że na scenie razem z prowadzącymi wiec byli też księża katoliccy, greckokatoliccy jak i prawosławni... A wtedy gdy włączyłem zaczynał się właśnie różaniec, no i modliłem się razem z nimi... Następnego dnia w czwartek nastąpiły te koszmarne chwile, płakałem i modliłem się za tych wszystkich ludzi, którzy walczyli i ginęli... A nasze telewizje mówiły o wszystkich dramatycznych chwilach ale o modlitwie na Majdanie nie wspominali... Dopiero w Gościu Niedzielnym miałem okazję poczytać kilka świetnych artykułów na ten temat. I teraz mogę śmiało powiedzieć, że gdyby nie stała modlitwa, bo tam bez przerwy się modlą, jest specjalny namiot ekumeniczny, to rozmiar przelanej krwi byłby o wiele większy!!! I tylko modlitwa może nas wszystkich uratować od tego szaleńca Putina, nie chcę go brzydkimi słowami określać, nie warto...
I znów taka mała refleksja: krytykować Kościół jest nam łatwo, ale jeśli jest potrzebna pomoc to wiemy, gdzie iść... A tam stanął na wysokości zadania, bo wszystkie kościoły były przez ten czas otwarte, były za szpitale polowe, noclegownie, schronienie. Nie pytano o wyznanie, po prostu pomagano... Wierzę, że w tym wszystkim Bóg zwycięży...
I jeszcze jedna rzecz: nam wierzącym jest łatwiej czekać końca świata, bo Panem naszym Jezus Chrystus i On nas poprowadzi :)

I na koniec jeszcze jedno smutne wydarzenie - nieudana aborcja.
Chciałbym jeszcze wspomnieć o innym zdarzeniu, które było u nas w Polsce a konkretnie we Wrocławiu. Otóż dokonano tam nieudanej próby uśmiercenia dziecka, które było już w 22/23 tygodniu ciąży. Nasze prawo dopuszcza uśmiercanie do 22 tygodnia, czyli było to już na granicy. No i nastąpiło pewne kuriozum, bo lekarze byli zaskoczeni, że to dziecko wciąż żyło. No i gdy już było na zewnątrz to nie mogli inaczej jak zacząć ratować!! Czujecie!!! Jak było w łonie, można go było zabić, ale już na zewnątrz, to go ratowali. Przecież to jakiś absurd!!! Czy człowiekiem staję się dopiero, gdy będę już na zewnątrz????? Niestety to dziecko (dziewczynka) zmarło, ale wciąż jestem w ogromnym szoku. Jak można w sposób obłudny podchodzić do tego tematu, szczęśliwcy Ci, którzy tworzą takie bezduszne prawo, bo już się narodzili i chodzą po tym świecie!!!... A w Belgii będzie już można legalnie zabijać takie dzieci jak ja... I powiedzcie mi czy świat nie zwariował???....

Ale żeby tak smutno nie kończyć to chcę jedno napisać:
Każdy z wierzących Jezusowi powinien zakasać rękawy i brać się do roboty!! Zacząć od modlitwy za tych wszystkich, którzy opluwają i wyszydzają Jezusa i głosić Jego Słowo Życia. Bo każdy z nas jest powołany do tego, by dzielić się tą Miłością jaką nas obdarzył Ojciec!!!
I wiecie co? Jestem pewien, że Ci którzy spotkają osobiście Jezusa i doświadczą Jego prawdziwej Miłości, będą w stanie przemienić ten świat. Tylko przestańmy się bać, bo mamy największe "plecy" świata :)
Pozdrawiam wszystkich czytających!

sobota, 8 marca 2014

Bądź prawdziwym Apostołem Jezusa Chrystusa!

Chciałem moją relację-świadectwo zacząć właśnie tymi słowami wypowiedzianymi przez Sługę Bożego Ks. Franciszka Marie od Krzyża Jordana, Założyciela Salwatorianów. 

To ogólnopolskie spotkanie odbyło się na Zakrzówku w Krakowie u ks. Salwatorianów, prawie miesiąc temu. Niestety z różnych powodów nie bardzo mogłem tej relacji wcześniej umieścić. Ale to może i lepiej, bo z dystansu lepiej mi się pisze :)

Może nie uwierzycie, ale jechałem z pewną nieśmiałością i sporą tremą. Sam byłem trochę tym zaskoczony, bo w końcu nie pierwszy raz będę głosił i dzielił się swym świadectwem. A jednak świadomość spotkania się z zupełnie nową jak dla mnie duchowością, powodowało we mnie chęć obserwacji i wsłuchiwanie się w ten klimat przepełniony duchem misji.

Dziękuję Bogu za poruszenie serca u Moniki, która poprosiła mnie abym pojechał jako gość tego spotkania, a także ks. Pawła Fiącka, który okazał się nie tylko wielkim sercem ale i wzrostem, a także odwagą zapraszając mnie na to spotkanie :)



Nie będę z drobiazgową dokładnością opowiadał co było, kto co mówił, bo to wszystko możecie przeczytać na stronie: http://wms.sds.pl/  Ja skupię się jedynie na moich doświadczeniach z tego czasu.

Zawsze gdy mam okazję i możliwość modlenia się przed Jezusem Eucharystycznym, to moje serce napełnia się ogromną radością. Nie mam za dużo podobnych okoliczności, by móc swobodnie podejść sobie do kaplicy i patrzeć Jezusowi prosto w oczy. I choćby tylko to miałoby być owocem tego czasu, to już byłoby bardzo wiele. Ale Pan Bóg jest niezwykle hojny i dał o wiele więcej.  Dzieląc się swym świadectwem w pt wieczorem


A także konferencją w sobotę czy nawet w niedzielę kiedy pragnąłem dopowiedzieć kilka słów






To były niezwykłe dla mnie momenty, opowiadając o swym skromnym doświadczeniu przeżywanego cierpienia jak i też dzieląc się swym życiem duchowym. Ale ogromnie byłem wdzięczny Bogu za możliwość bycia wolontariuszem choć przez chwilę. W sobotę po południu wszyscy uczestnicy wyruszyli do różnych ośrodków pomocy społecznej, domów dziecka, szpitali i tym podobnych. Również i ja wyruszyłem do DPS na ul. Łanowej, oj mieszane uczucia miałem. Bo w końcu poruszam się na wózku i byłem bardzo ciekaw jak będę odebrany w takim miejscu. Przecież gdybym nie miał tak cudownej rodziny i przyjaciół jakich mam, to mógłbym być jednym z takich pensjonariuszów w takim domu...

Pani kierowniczka, prawie moja krajanka, bo pochodząca z Gorlic, którą serdecznie pozdrawiam, opowiedziała nam o całej działalności tego domu. No a potem poszliśmy, by na tyle ile umiemy podzielić się miłością. Spotkałem prześlicznego chłopaka - Dawid, które choruje na czterokończynowe dziecięce porażenie mózgowe. Niezwykle radosny i o pięknym uśmiechu. Z początku, przyznaję, że czułem się trochę nieswojo, ale po chwili już bawiliśmy się na całego. Malowaliśmy twarze, robiliśmy z baloników pieski, które nie za bardzo chciały nam wychodzić, a przede wszystkim dużo śpiewaliśmy. Trudno było porozmawiać, bo te osoby miały dość głębokie upośledzenie, ale tych radosnych oczu, to nie zapomnę nigdy... To było dla mnie niezwykłe doświadczenie, za które bardzo dziękuje Bogu. I chyba jeszcze bardziej doceniam dar swego życia, i że jestem właśnie taki, a nie inny...

A same spotkanie było niezwykle intensywne, dużo ciekawych i konkretnych rozmów. I w wielu uczestniczących dostrzegłem niezwykły płomień zakorzeniony w ich sercach. Od razu się czuło, że to przyszli prawdziwi misjonarze. Choć pewnie wielokrotnie będą musieli oczyszczać swe motywacje i wiele jeszcze pracy przed nimi, a przede wszystkim modlitwy. Z mojej strony mogę zapewnić o swojej za Was... :)

Muszę jeszcze o jednym momencie wspomnieć i bardzo podziękować Bogu za Paulinę (mam nadzieję, że dobrze pamiętam imię). Mówię tutaj o sobotniej Drodze Krzyżowej, która wywarła na mnie ogromne wrażenie. Była zupełnie inna od tych, w których uczestniczyłem. Bo to było niezwykłe świadectwo Pauliny z pobytu misyjnego w Ziemi Świętej w domu "Beit Emmaus". Każda stacja Drogi Krzyżowej była dzieleniem się jej doświadczeniami z pobytu, a na rzutniku mieliśmy okazję oglądać zdjęcia, które przedstawiały osoby przebywające w tym domu, jak i zwykły dzień pracy wolontariusza.



Pochylanie się nad kolejnymi stacjami drogi i jednoczesne oglądanie osób chorych, godnie znoszących swe cierpienie było niezwykłym doświadczeniem. W wielu twarzach kobiet pokazanych, chorych i cierpiących arabskich kobiet mogłem dostrzec tę niezwykłą Miłość Jezusa. Zaiste, niezwykła to droga była, Bóg zapłać!

niedziela, 23 lutego 2014

najświeższe wiadomości

Kochani... piszę tego krótkiego posta coby poinformować, że nie zginąłem ani nic mi się nie dzieje ;) A jedynie mam mnóstwo pracy z przygotowaniami do rekolekcji. Dla mnie już Wielki Post się zaczął, bo przygotowuję tematy na rekolekcje parafialne w Strzebinie, które zaczną się w środę popielcową (proszę o modlitwę). A i później też mam zaproszenie do Gorlic na jednodniowe spotkanie z młodzieżą w ramach ich rekolekcji szkolnych. Pewnie uda mi się podzielić z Wami wrażeniami z tych wydarzeń. Ale jeszcze w tym tygodniu napiszę moje wrażenia z Ogólnego Spotkania Wolontariatu Misyjnego "Salwator". Odbyło się tydzień temu w Krakowie. Teraz tylko napiszę, że był to dla mnie bardzo owocny czas. A więcej już wkrótce!
Jeszcze jedna sprawa, komentarze do niedziel też chwilowo zawiesiłem ale od I Niedzieli Wielkiego Postu wrócą :) Niestety moje ręce nie pozwalają na długie pisanie i stąd muszę wybierać... Pozdrawiam wszystkich czytających :)

niedziela, 19 stycznia 2014

współczesne wychowanie..

Pewnie pamiętacie sprzed kilku dni tragedię jaka rozegrała się w Suwałkach... "Matka, 16-latek i trójka jego rodzeństwa trafili do Miejskiego Centrum Interwencji Kryzysowej, ponieważ z biedy stracili dach nad głową. Gdy sąd zdecydował, że matka sobie nie radzi, a rodzinę trzeba rozdzielić, doszło do tragedii...." I niestety 16-latek odebrał sobie życie... Inny przypadek, który zakończył się o wiele bardziej optymistycznie niż powyższy, to sprawa odebrania dziadkom opieki nad dzieckiem z powodu... otyłości. Tutaj na szczęście sąd nie widział przesłanek, żeby dziecka odbierać dziadkom...

Niestety takich przypadków jest coraz więcej, kiedy to MOPS lub kurator postanawiają ingerować w rodzinę i odbierać im dzieci. By oddać prawdę, zdarzają się przypadki w pełni uzasadnione, bo rodzina wykazuje cechy patologiczne. Ale coraz więcej jest absurdalnych przypadków, w których ta ingerencja jest co najmniej niepotrzebna, a najczęściej nie adekwatna do zaistniałej sytuacji, żeby nie powiedzieć, że jest irracjonalna. Bo często okazuje się, że gdyby takim rodzinom zapewnić pomoc, częstsze odwiedziny pracownika socjalnego, okazanie pomocy w załatwieniu różnych spraw, mogłoby spowodować poprawę ich sytuacji bytowej. Co w konsekwencji umożliwiłoby utrzymanie więzów tej rodziny, a dzieci miałyby zagwarantowaną miłość swych rodziców, czy najbliższych opiekunów.

Dzisiejszy świat w imię dobra, coraz częściej zaczyna nam zaglądać do naszych domów, naszych portfeli. Zaczyna nas instruować, że nie wolno dać klapsa, powinniśmy wychowywać bezstresowo, a jak brakuje nam pieniędzy na wychowanie, to odpowiednia jednostka socjalna wkroczy i zabierze nam dzieci... Tylko w tym wszystkim zapominamy o samych dzieciach i jakie to spustoszenie emocjonalne się dzieje, kiedy wg prawa odbieramy je rodzicom, bo np. nie mają pieniędzy na ich utrzymanie...

Przyznam się Wam, że nie mogę znaleźć artykułów opisujących co się dzieje dalej z takimi odebranymi dziećmi, jakie potem one są, na kogo wyrastają. Czy faktycznie dzięki wychowaniu przez państwo stają się wspaniałymi obywatelami naszego kraju... Śmiem wątpić, że na takich przykładnych obywateli wyrastają. Bardziej jestem skłonny uwierzyć, że dopiero teraz zaczynają się problemy z ich wychowaniem. Albo dzieje się tak jak z tym 16-latkiem...


I zamiast dać konkretną pomoc takiej rodzinie, by te dzieci mogły mieć matkę, ojca, brata, siostrę, by ta miłość jaką obdarzają ich najbliżsi dawała poczucie bezpieczeństwa i szansę prawdziwego rozwoju, to wyrywamy je, jak nie przyrównując, chorego zęba i to z korzeniami...

Oczywiście bezdyskusyjna jest sprawa gdy w rodzinie to dziecko jest w jakikolwiek sposób wykorzystywane. Wtedy ingerencja państwa jest wręcz niezbędna. Jednak nacisk powinien być kładziony na dobre rozeznanie problemu danej rodziny, bo tylko wtedy możemy prawdziwie pomóc. Bo jak tak dalej pójdzie, to z byle powodu będą wkraczać w nasze życia i zabierać nam dzieci, bo np. "krzywo" popatrzyliśmy na nie, albo zbyt mocno podniesiemy głos... Nie dajmy się zwariować...

sobota, 11 stycznia 2014

O niesamowitej rodzinie

Długo się zastanawiałem co wybrać jako zdarzenie tygodnia, bo z racji WOŚP mogłoby się narzucać samo... Ale nie mam ochoty pisać to samo co roku, bo mój stosunek do tej sprawy się nie zmienił.Z resztą jest tego multum w internecie i można samemu sobie wyrobić zdanie na ten temat. Jedynie napiszę, że (a wpadło mi to ostatnio do głowy) jakbyś zapytał o nazwiska jakie ci się kojarzą z WOŚP-em? To pewnie powiedziałbyś: no oczywiście Jurek Owsiak..... no a dalej...  i tutaj zapadłaby taka niezręczna cisza, prawda? No i tak by się wydawało, że przez te wszystkie lata to Owsiak sam wszystko prowadzi, w każdej reklamie jest tylko On, a przecież za Nim jest armia ludzi, którzy odwalają tę czarną robotę... No ale ja przecież nie o tym miałem pisać :)

Podzielę się z Wami pewnym artykułem, który przeczytałem w ostatnim numerze zeszłego roku  Gościa Niedzielnego. Artykuł opisuje rodzinę, w której narodziły się trojaczki i wszystkie one mają dziecięce porażenie mózgowe. Było to niezwykle trudne doświadczenie dla rodziców tych dzieci. Szczególnie gdy odsunęli się od nich dotychczasowi tzw. przyjaciele... A i rodzina też się odsunęła, bo się bała, że będą musieli im pomagać... I tak sobie pomyślałem, że taki trudny czas u człowieka, gdy jest doświadczany jakimś bólem, cierpieniem, to jest to czas próby. To doświadczenie oddziałuje nie tylko na zainteresowanego ale także na otoczenie. Jest to prawdziwy sprawdzian naszych relacji z bliskimi. Wielu nie zdaje egzaminu, a to dlatego, że bardzo wyraźnie dostrzegamy odpowiedzialność za tych naszych bliskich. To właśnie wtedy okazuje się, czy jesteśmy tymi przyjaciółmi, bliskimi, za których się uważamy... Ale często pojawiają się inni, którzy nie znali nas przed tym trudnym doświadczeniem, i pomagają z całych sił. I tak też było w wypadku tej rodziny.

Mimo, że sam jestem niepełnosprawny, to ta rodzina wywarła na mnie ogromne wrażenie. Bo dobrze wiem ile pracy trzeba włożyć w rehabilitację, bo sam takową przechodziłem. A w tym wypadku trzeba to pomnożyć razy trzy...

I jeszcze jedną kwestię tutaj poruszę ale najpierw zacytuję kawałek artykułu: "Od początku otrzymywali pomoc z MOPS-u, ale kiedyś jedna z pracownic powiedziała Krystynie, że przychodzi tak ładnie ubrana i umalowana, a w ich domu jest zawsze czysto, że w niczym nie przypominają rodziny patologicznej, którą trzeba wesprzeć. Krystyna każdego ranka, nieważne czy wychodzi z domu, czy też nie, robi makijaż i ładnie się ubiera. – Tak jak inne kobiety do pracy – tłumaczy. – Musiałbym zacząć pić, żeby dostać pomoc – ironizuje Roman. – Gdyby zobaczyli u nas butelkę na stole – znalazłyby się pieniądze. To paradoksy naszego systemu opieki społecznej. Od kiedy Roman stracił pracę i zdecydował, że zostanie w domu, aby pomagać żonie, która nie jest w stanie sama dźwigać syna, utrzymują się z rent dzieci i jednego zasiłku pielęgnacyjnego. A stale potrzebne są pieniądze na nowe zakupy. A to na wózek dla Sławka, a to na sztuczną krtań dla niego." {GN (nr 51-52)}

Niestety to doświadczenie jest też i mi dobrze znane. Często ludzie myślą stereotypami, że jeśli jest niepełnosprawny w rodzinie, to musi klepać biedę. A kiedy rodzina zachowuje się w miarę normalnie na ile ta niepełnosprawność pozwala, ubiera się schludnie i nie wykazuje cech patologii, to wydaje się być rodziną podejrzaną...

Jednak nie chciałbym zbyt pesymistycznie kończyć tego posta. Zarówno w artykule jak i u mnie jest przewaga radości i optymizmu. Bo jest mnóstwo ludzi, którzy chcą pomóc i robią to z szczerego serca. Jedno jest tylko potrzebne. Trzeba być samemu otwartym. Pamiętajcie: Otwartość rodzi otwartość...

Ja osobiście dziękuje Bogu, że daje mi tak wspaniałych ludzi koło mnie. Bo to daje mi pewność życia w przyszłości:)

poniedziałek, 6 stycznia 2014

jazda po kieliszku to passé

Wydarzeniem, które w ostatnich dniach przykuło moją uwagę to wypadek w Kamieniu Pomorskim...
Niewątpliwie wielu z Was słyszało o nim, ale ja nie chcę epatować się tym dramatem, a bardziej chciałbym skupić się na reakcji mediów.

Oczywistą misją jest informować o wydarzeniach, ważne jest, by przekazać konkretne relacje z wypadku. Zwłaszcza jeśli chodzi o tak dramatyczny przebieg zdarzenia. Sporo z nas pewnie posmutniało gdy to usłyszało, pewnie też pomodliliśmy się w duchu za ofiary, ale i też za tego kierowce. I to dla mnie jest zrozumiałe. Ale nie mogłem już ścierpieć, gdy przez kolejne dni stacje informacyjne (w tej dyscyplinie niedościgniona jest stacja TVN24), byliśmy wręcz bombardowani kolejnymi informacjami o kierowcy, jego dziewczynie, jaki on jest, że chciał to zrobić ... itd. itp. W tej chwili mam wrażenie, że Ci pijani kierowcy są wszędzie, bo oczywiście jak tylko podobne zdarzenie następuje, to ta wiadomość staje newsem numer jeden!! A ja się pytam czy Ci pijani kierowcy nie mordowali wcześniej...?

I to gonienie za sensacją, powodują we mnie torsje kiszek!! Bo gdzie uszanowanie rodziny pokrzywdzonych?? Przecież jeśli włączali TV to musieli, czy tego chcieli czy nie, słuchać tego wszystkiego!! Zero uszanowania ich uczuć!!! Zupełne nieliczenie się z uczuciami tych, którzy opłakują ich. Przyznaje, że jest mi wstyd za tych, którym bliżej do hien cmentarnych niż tym, którzy prawdziwie im współczują... Zdaję sobie sprawę, że w ostrych słowach się wyrażam ale naprawdę jestem tym mocno zbulwersowany.

I tak sobie zadałem pytanie: a co by było gdyby zamiast 6 ofiar zginęłaby tylko jedna osoba? Szybko sobie na to pytanie odpowiedziałem: nic by nie było. Bo to już nie jest tak sensacyjne jak te nieszczęsne 6 ofiar...

Chciałbym Wam zwrócić uwagę jeszcze na jeden aspekt tej sprawy. Otóż kwestia alkoholu u kierowców nie jest przecież problemem młodym. Od lat mamy w Polsce z tym kłopot, mnóstwo ludzi już umarło z tego powodu. I niestety jeszcze wiele umrze. A dlaczego? Bo państwo zapomina o czymś takim jak profilaktyka. A czy nie byłoby mniej tych wypadków, gdybyśmy najpierw zaczęli od samych siebie wymagać i mocno postanowić: nie jeżdżę po kieliszku!!!  czy nie zmniejszyłaby się ta liczba, gdybyśmy w szkołach, we wszelkich mediach społecznego przekazu propagowalibyśmy trzeźwy styl życia, że taki właśnie styl jest OK!!??

I może zamiast podnoszenia akcyz na te wyroby, państwo zainwestowałoby właśnie w taką profilaktykę, która w przyszłości dałaby większe zyski??

Pytanie pozostawiam bez odpowiedzi...

niedziela, 5 stycznia 2014

Nadchodzą zmiany...

Kochani...

Z Nowym Rokiem pragnę rozpocząć swoją własną publicystykę :) Zrodził mi się pomysł, by stworzyć autorski wybór "zdarzenie tygodnia". Będzie to takie wydarzenie, które mnie jakoś zainspiruje czy też wzbudzi moje emocje i będzie godny mojego skomentowania. I nie koniecznie mogą to być wydarzenia z pierwszych stron mediów. Będę starał się publikować taki post w soboty lub niedziele, a najpóźniej w poniedziałek.
Nie będzie to łatwe, gdyż mogą się pojawić jakieś wyjazdy utrudniające ukazywanie się tegoż postu. No ale wtedy postaram się, mimo jakiegoś lekkiego spóźnienia, nadrabiać zaległości w pisaniu. Mam nadzieję, że to wszystko wypali i tego rodzaju posty będą się regularnie ukazywać. A pierwszy tego typu post pozwolę sobie najpóźniej jutro opublikować.

Również w dziale "lectio divina" postaram się wkleić wszystkie te komentarze do niedzielnych fragmentów Ewangelii, które ukazywały się na www.jaslo.franciszkanie.pl jak i aktualizować je na bieżąco.

Oczywiście nie zrezygnuję z postów opisujących, to co u mnie się dzieje, jak i też jakieś innego rodzaju moje przemyślenia.

W przyszłości planuję także trochę powspominać z różnych eskapad czy rekolekcji, jak i założyć etykietę: "moje ewangelizowanie". W niej będę odnotowywał wszystkie moje wyjścia ewangelizacyjne, rekolekcje, dawanie świadectw itd. Jednym słowem chcę ten blog trochę "rozruszać", zobaczymy jak to wszystko wyjdzie... Obym nie okazał się człowiekiem o słomianym zapale, ale to będzie i od Was zależeć. Jeśli tylko będziecie mnie mocno dopingować, to pewnie z większą motywacją będę to robił.

Jeszcze tylko jedna wskazówka natury technicznej, sprawdzajcie w dziale "Etykiety" (znajduje się na samej górze, po prawej stronie). Klikając w jedną z nich pojawią się posty tylko z tej danej etykiety, będzie wtedy łatwiej poszukać żądanego posta.

Pozdrawiam wszystkich czytających :)