wtorek, 31 grudnia 2013

Podsumowanie 2013!

Kochani!

I tak oto dotarliśmy do końca 2013 roku. Postanowiłem jakoś go sobie podsumować. I jak dumałem nad tym postem, to doszedłem do wniosku, że ten rok był różny. w niektórych dziedzinach było super, to na pozostałych trochę gorzej. Ale po kolei...

Praca...

Zaczynam od najgorszej strefy, by potem pisać tylko same dobre rzeczy. W tym roku straciłem pracę (nie przedłużono mi umowy) i nie zapowiada się, że będzie lepiej. Praca jest czymś co człowieka uszlachetnia dlatego nie zasypuje gruszek w popiele i staram się rozwijać w innych dziedzinach. Miałem okazję poczynić kilka komentarzy na jednym z jasielskich portali, za co bardzo dziękuję, jednak to nie jest do końca moja bajka. Dla mnie tworzenie prawdziwych, subiektywnych komentarzy społecznych, to przede wszystkim możliwość sprawdzenia informacji u źródła. Pisanie w oparciu o inne już utworzone komentarze, to trochę chodzenie po omacku. Można rykoszetem uderzyć niewinnego, a tego bym nie chciał. Niestety innej możliwości, by tworzyć takowe komentarze, nie mam, dlatego postanowiłem zaprzestać. W tym miejscu chcę bardzo serdecznie podziękować za umożliwienie mi popróbowania tychże komentarzy. Ale z pisania nie zrezygnuję, zresztą komentarze do niedzielnej Ewangelii na stronie u franciszkanów się pokazują i chyba mają się dobrze. Wierzę mocno, że jest to jedna z możliwych dróg mojego dalszego rozwoju :) i w niedalekiej przyszłości uda mi się wypłynąć z nowym projektem, czas pokaże :)

Zdrowie...

Jeśli chodzi o moje zdrowie, to poza małym wypadkiem w Sandomierzu, nic wielkiego się złego nie działo. I w sumie ten wypadek też nie był groźny, ale skutki leczenia były dość konkretne. Jak wiecie leżałem przez prawie 3 tygodnie w łóżku. I jak to nazwałem, odbyłem niesamowite rekolekcje. Doświadczenie ciszy, zatrzymania się, możliwości pomodlenia się, to było bezcenne doświadczenie. Wymagało przy tym sporo cierpliwości, ale warto było! Muszę tutaj wspomnieć o zdrowiu mojej mamy, które pod koniec roku troszkę szwankowało (zapalenie oskrzeli). Większość czytających pewnie wie, że mieszkam z moją mamą, która ma już 82 lata. Ogromnie mi wciąż pomaga no ale jej siły, choć bardzo ale to bardzo powoli, sukcesywnie słabną. To oczywiście oddziałuje i na moje możliwości m. in. pracownicze (podjąć mógłbym się tylko jakieś zadaniowej formy pracy), ale i w komunikowaniu się z innymi. Po prostu potrzeba nam więcej czasu na przygotowanie się do użyteczności publicznej, że to tak nazwę :) Jednak jestem wdzięczny Bogu, że wciąż jest przy mnie i można rzec, iż nawzajem sobie pomagamy :) Oby ten zbliżający się Nowy Rok był silniejszy i lepszy w tej dziedzinie :)

Przyjaciele...

No a w tej płaszczyźnie jest zdecydowanie najlepiej. Bo nie dość, że starzy, wypróbowani przyjaciele są przy mnie i wciąż mnie zaskakują :) To pojawiają się nowi, równie bliscy i niesamowici :) Nie wiem jakbym żył bez Was, ale na pewno to moje życie byłoby bardzo ubogie. Bez Was nie pokazywałby się tak często uśmiech na mej twarzy... Dziękuję Wam bardzo serdecznie... Świadomie nie wymieniam Ich, bo Oni wiedzą, że to o Nich... :)

Świat...

I tutaj musiałbym całkiem spory felieton napisać, ba, nawet kilka, a i tak nie wyczerpałbym tematu. Niewątpliwie ten rok pokazuje niepewność, kruchość świata. Zasady, które były od wieków niewzruszone, zmieniają się. Widać sporo smutku na tym świecie, brak perspektyw, lęk o przyszłość, wszystko to powoduje ogromne znużenie i zgorzknienie wśród ludzi. Dlatego napiszę tutaj to co napawa mnie ogromną radością, a przede wszystkim nadzieją. Jest Nim Papież Franciszek! Człowiek wiary o Wielkim Sercu, jest swoistą lampą na tym świecie, która rozjaśnia wszelkie Jego mroki. Wszystko to co mówi, pisze, daje ogromną nadzieję na życie pełne Miłości i Pokoju. Trzeba nam tylko wsłuchiwać się to co mówi do nas. Tylko błagam Was, nie poprzez media, które stosują permanentną nadinterpretację! Manipulują czym się da, by osiągnąć swój cel. Tylko czytając źródłowe teksty i włączając nasze myślenie zrozumiemy co nam chce powiedzieć Papież Franciszek! Wysilmy się trochę, bo warto!

Życie Duchowe...

Na koniec chcę w kilku słowach napisać o tym, co się w moim wnętrzu zmienia, w kontekście tych wszystkich powyższych płaszczyzn.
Niewątpliwie jest i w moim sercu sporo lęku, jednak z ufnością wkroczę ten Nowy Rok. Bo wielokrotnie Jezus zapewniał mnie o Jego obecności i dawania mi tego co najlepsze. Wziął mi pracę, ale jednocześnie jest ogromne pragnienie ewangelizowania przez różne formy przekazu, m. in. ten blog jest takim przekaźnikiem :) Ale wróble ćwierkają, że w tym roku będą też inne formy ewangelizowania, o których będę Was informował.
Jezus daje mi praktycznie na każdym kroku odczuć, że nie będę sam. Przecież mam tylu w koło siebie fantastycznych dobrych ludzi, którzy mi pomagają w różny sposób.Stąd rodzi się wielka ufność Bogu, że będzie mnie prowadził dalej. Ale też, że będę i ja mógł dawać Wam, poprzez uśmiech, słowo, gesty i wszystkimi talentami, którymi mnie obdarzył Pan...

Na koniec...

Mam świadomość, że nie opisałem wszystkiego co się wydarzyło w tym roku. Ale nie to było moim zamierzeniem, chciałem się z Wami podzielić tym wszystkim, co noszę dzisiaj w swoim sercu.
I życzę Wam, byście odważnie i radośnie weszli w ten rok 2014, bo gdziekolwiek pójdziesz to Jezus będzie szedł koło Ciebie...

I tak zupełnie na koniec, niech ta muza osłodzi Wam dzisiejszy dzień: Where You Go I Go

piątek, 1 listopada 2013

wszyscy święci balują w niebie ;)

      Tym tytułem chciałem przerwać to dłuższe milczenie informując wszem i wobec, że moja noga znacznie lepsza :) Dziękuję za każde dobre słowo te napisane i usłyszane, a przede wszystkim za modlitwę. Jeszcze co prawda nie zaleczona całkowicie, ale już mogę częściej na wózek wskakiwać i móc świętować dzisiaj ze wszystkimi tymi na górze, którzy mają niezłą imprezę :) :) :)
    
      Bardzo się cieszę, że mogę uczestniczyć aktywnie w dzisiejszym święcie. A to dlatego, że będąc na cmentarzu mogę po obcować z tymi którzy mnie wyprzedzili ;) To naprawdę jest super kiedy możesz wspominać dobrych ludzi, których wśród nas już nie ma. I z jednej strony czujemy ten brak pomocnej dłoni, ale z drugiej wierzysz, że oni nie przestali Ci pomagać. Ja w każdym razie wyraźnie czuję pomoc ze strony mego ojca...
    
      Chciałbym z Wami podzielić się jeszcze jedną rzeczą, którą będę żył przez najbliższe 54 dni. Nie wiem czy słyszeliście o pewnej nowennie opartej na modlitwie różańcowej. Nazywa się Nowenna Pompejańska, odmawia się ją właśnie przez 54 dni. Bo składa się z 3 nowenn przebłagalnych i 3 dziękczynnych. W ciągu dnia odmawia się cały różaniec, czyli 4 części :) Kiedy ta nowenna powstawała nie było jeszcze tajemnic światła i dlatego nie musi się jej odmawiać, ale oczywiście jest zachęta, by odmawiać i tę część :) Wszelkie bliższe informacje znajdziecie tutaj. Czytając o wszystkich niesamowitych łaskach, a nawet cudach, które za przyczyną tej nowenny się działy, postanowiłem i ja tą nowenną się modlić. Ci którzy lepiej mnie znają wiedzą, że modlitwa różańcowa nie jest najsilniejszą moją stroną. Jednak poczułem impuls na tyle mocny, że pragnę w ten sposób zbliżyć się do Mateczki Kochanej. Wierzę, że ten czas będzie niezwykle owocny. Oczywiście proszę też w jednej konkretnej intencji, której tu nie przedstawię, bo to zbyt intymna i delikatna sprawa... Ale może kiedyś się tym podzielę, czas pokaże:) W każdym razie jest to pewne wyzwanie dla mnie.

      I z ostatniej chwili... pięknie Jasło dzisiaj widać z cmentarza na górce, będąc u taty mogłem się pomodlić i podumać na spokojnie. Oj jak ja dziękuję Bogu, że mam elektryka.... :)

      Trzymajcie się ciepło wszyscy, którzy to czytają :)

niedziela, 6 października 2013

mała przerwa w leżeniu...

           Pewnie wielu z Was oczekiwało nowego posta w poprzednim tygodniu, bo w końcu solennie obiecywałem. Część z Was pewnie jest zorientowana, bo regularnie czyta facebooka :) A dla wszystkich pozostałych spieszę poinformować, że od kilku dni leżę sobie grzecznie w łóżeczku z racji rany otwartej na łydce. Zrobiła mi się już jakiś czas temu gdy hasałem sobie po dróżkach sandomierskich. Mój to był błąd, bo pasa bezpieczeństwa nie zapiąłem na elektryku i przy jednym ze zjazdów po brukowej drodze, grawitacja dała mi o sobie znać :) No i kiedy nogi sięgnęły bruku, wózek ze stopkami najechał na moją prawą łydkę i.... tu pozwolę sobie przerwać, a jedynie napisać, że zaczerwienił się chodnik :) Teraz pozostało mi tylko czekać na kolejny odcinek ojca Mateusza jak poszukuje właściciela tej czerwonej plamy :) Rana z początku zaczęła fajnie się goić, a potem niestety proces się zatrzymał. Związane to jest z puchnięciem nóg i kiepskiemu odpływowi naczyń limfatycznych. Efektem jest to, że muszę leżeć, by nogi mi tak nie puchły i dać szansę tej ranie się zagoić.
          Leżąc mam dość ograniczony dostęp do neta i stąd cisza tutaj. Jedynie udało mi się krótkie info umieścić na facebooku, bo z komórki posta tutaj wstawić nie jest łatwo. Od wczoraj popołudnia zrobiłem sobie przerwę w leżeniu, a to dlatego, by móc pójść na "Jezioro Łabędzie" w naszym Domu Kultury, a dzisiaj móc uczestniczyć w uroczystości 50-lecia poświęcenia kościoła OO. Franciszkanów, mojego kościoła, bo w Nim byłem chrzczony :)
        Nim napiszę kilka słów o ostatnich wydarzeniach, to chciałem z Wami podzielić się pewną refleksją. Otóż leżąc sobie w łóżeczku, zdrowo się czując (rana aż tak bardzo nie boli), miałem sporo czasu, by się zatrzymać i podumać nad sobą. I ucieszyła mnie jedna myśl: nie boję się siebie, nie boję się ciszy, wręcz przeciwnie, szukałem jej!
       Zwykle ludzie chcą ciszę zagłuszyć, byle czym, tylko żeby jej nie było. Nie chcą się zatrzymać i pomyśleć nad sobą, nad sensem swego życia, nie chcą siebie pytać po co i za czym tak gonią... Wyznaczają sobie kolejne cele, by zdobyć jakieś konkretne rzeczy, tytuły, poważanie u innych, wybić się z tłumu, zrobić karierę, być sławnym, choć każdy mówi: sława jest ulotna... A jednak każdy gdzieś bez przerwy pędzi... W tym wszystkim tworzą się wyrzuty sumienia, bo zapomniałem o urodzinach kogoś bliskiego, zawiodłem zaufanie przyjaciela itd. itp. No i wtedy rzeczywiście nie pragniemy ciszy, bo właśnie wtedy odzywa się nasze sumienie. Tylko niestety jest pewna zasada życiowa, że im dłużej będziemy zagłuszać swoje sumienie, tym mocniej w przyszłości się odezwie. A ja Bogu dzięki pragnę ciszy.... I nie chcę przez to powiedzieć, że jestem święty, o nie:) daleko mi do tego... Chcę powiedzieć, że w tych ostatnich dniach wchodziłem w dialog ze swoim sumieniem, bo tylko wtedy mogę lepiej siebie poznać. I dostrzegłem w sobie wiele brudu, wiele złych, czasem niepotrzebnych zachowań. No i mam teraz czas o tym wszystkim z Panem Bogiem porozmawiać, znaleźć drogę poprawy, ale też odnaleźć drogę rozwiązań danych problemów. Tak... Myślę, że dawno nie miałem tak fajnych rekolekcji, jak obecnie ;)
        Będąc wczoraj na jednym z najsłynniejszych baletów, smakując lekkość tańca wykonywanego przez rosyjskich artystów, uświadamiałem sobie definicje piękna. Widać w tym wszystkim było niezwykłą harmonię, pewien porządek. I co najbardziej mnie urzekło, to poczucie wolności tańczących w pewnych określonych ramach jakim jest balet, w tym swoistym języku gestów, poza który tancerz nie ma prawa wyjść. Jedynie szkoda mi było, że u nas jest za mała scena i nie mogli pokazać pełni swych możliwości...
       A z dzisiejszej mszy zapamiętam jedną rzecz: woda jest pokorna. No bo woda jest bazowym składnikiem wszelkiego płynu. Kiedy mówimy, że piję herbatę czy kawę, to nie wspominam wody, chociaż jest głównym składnikiem... Niezwykle odkrywcze i pokazujące sens pokory.
      Wystarczy na dzisiaj:) Od jutra zmykam dalej do łóżka na 2 część rekolekcji, jednocześnie prosząc wszystkich czytających o modlitwę za mnie :)
Pozdrawiam serdecznie ;)

niedziela, 29 września 2013

Dom budowany sercem

wiem... wiem.. blog mój leży odłogiem :P no ale co ja zrobię, że na tym bezrobociu aż taki zarobiony jestem:) Obiecuję solenną poprawę, a dzisiaj poniżej publikuję tekst, o który poprosił mnie mój serdeczny przyjaciel. Ten tekst jest refleksją nad tym co się działo dokładnie tydzień temu czyli 22.09. On już jest na facebooku, a ponoć ma być jeszcze w paru miejscach :) Stwierdziłem, że warto by i Ci, którzy tutaj zaglądają mogli ten tekst przeczytać i się zapoznać z pięknym dziełem - budowa rodzinnego domu dla osób niepełnosprawnych w Zabrzu przez moje Stowarzyszenie "Modlitwa i Czyn". A już w tym tygodniu powinienem coś jeszcze "skrobnąć" tutaj:)
Miłego czytania:
"W niedzielę 22.09 br. miałem niezwykłą przyjemność uczestniczyć w wielkiej akcji charytatywnej jakim było przedstawienie pt. „Lady Robin Hood”, w którym brały udział osoby bardzo znane miasta Zabrza. Zebrane pieniądze mają zasilić konta naszego Stowarzyszenia „Modlitwa i Czyn”, a także Fundację „Ulica”. Ze znanych mi osób kojarzyłem panią prezydent miasta Zabrze panią Małgorzatę Mańke-Szulik, a także panią euro poseł Małgorzatę Handzlik, która jest pomysłodawczynią całej tej akcji. Oraz pana Stanisława Oślizło, niegdyś wspaniałego piłkarza, kapitana reprezentacji Polski i Górnika Zabrze.  Był też ks. Sebastian Bensz, ale o tym wiedziałem od samego początku, ponieważ poprosił mnie bym na koniec spektaklu powiedział kilka słów podziękowań w imieniu naszego Stowarzyszenia „Modlitwa i Czyn”.

Jadąc na tę uroczystość nie sądziłem, że ma ona aż taki szeroki oddźwięk w środkach masowego przekazu. Cel oczywiście był bardzo szczytny, jednak jest wiele podobnych tego typu akcji i jakoś nie spodziewałem się aż takiego rozgłosu związanego z tym przedstawieniem. Oj jak bardzo się myliłem! Byli na tym przedstawieniu reprezentanci wszystkich rodzajów mediów. No i na każdym ze spektakli nie było wolnego miejsca.
Samo przedstawienie zrobiło na mnie ogromne wrażenie, dało się zauważyć niezwykłe zaangażowanie wszystkich biorących udział w tym wspaniałym dziele, po prostu byli profesjonalistami w tym co robili. Każdy z aktorów wkładał całe swoje serce, żeby to wyszło jak najlepiej. A i wolontariusze byli wspaniali, to dzięki nim nie było żadnych problemów przy przenoszeniu i odpowiednim ustawianiu rekwizytów. Na zakończenie przedstawienia, w czasie ogólnych podziękowań otrzymaliśmy, Stowarzyszenie „Modlitwa i Czyn” i Fundacja „Ulica”, po 20 000 zł. Mimo, że uzbieraliśmy sporą sumę pieniędzy, to jednak jest to jedynie kropla w morzu potrzeb. Myślę jednak, że nie to było najważniejsze. Poruszyła mnie ta ogromna życzliwość wszystkich grających, wyczułem niezwykłą solidarność tych wszystkich, którzy byli w jakikolwiek sposób zaangażowani w to dzieło. To dzielenie się sobą zbudowało niezwykłą atmosferę w trakcie tych spektakli. To właśnie ta solidarność międzyludzka będzie swoistą opoką  i stanie się fundamentem naszego domu.
Na koniec niech mi będzie wolno osobiście podziękować, że mogłem aktywnie w tym uczestniczyć. Odczuwać tę cudowną atmosferę – również za kulisami, takie momenty umacniają każdego z nas niepełnosprawnych, że ten dom powstanie i będzie wybrukowany  cudownymi sercami i stanie się dla nas wielkim oparciem, a także naszą szansą na przyszłość.
Serdeczne Bóg Zapłać!"

środa, 7 sierpnia 2013

Najnowsze wydarzenia

Ale upał..... u mnie w pokoju mam jedyne 27,7..... idzie zwariować, ale stwierdziłem, że najwyższa pora trochę napisać co ostatniego się wydarzyło. A działo się bardzo wiele. Wyruszyłem na "pielgrzymi szlak" już 13 lipca, odwiedzając najpierw moich starych przyjaciół, by zawitać na 2 tygodnie w Głogowie, na turnusie rehabilitacyjno-rekolekcyjno-wypoczynkowym prowadzone przez moje stowarzyszenie "Modlitwa i Czyn". Mówię moje, bo z całą stanowczością identyfikuje się właśnie z tym Stowarzyszeniem, czuję się Jego częścią, a po tym turnusie jeszcze bardziej jestem utwierdzony, że są tam fantastyczni ludzie.... Chyba mogę się nazywać dzieckiem szczęścia, bo to był jeden z piękniejszych dla mnie wypadów, najpierw rozmowy z przyjaciółmi, które pokazały mi jak są dla mnie ważni, mimo upływu czasu i mniejszego kontaktu. Wszędzie gdzie przebywałem czułem tę niezwykłą więź z nimi wszystkimi, których miałem okazję spotkać przed Głogowem.

    Natomiast sam Głogów był z wielu powodów inny od innych. Wiele czynników na to się składało, ale nie będę o nich pisał, bo to nie było najważniejsze. Opiekuna miałem tego co zawsze czyli Andrzeja Glimoska, już od kilku lat razem jesteśmy na turnusie i co jest niezwykłe, jeszcze nam się nie udało solidnie po wpieprzać się na siebie. Może dlatego, że mamy do siebie wieeeeelki dystans, i mimo wszystko wiele szacunku, zawsze kolejne kroki są wspólnie uzgadniane i planowane, może stąd nie było powodu do większej sprzeczki. Wielu starych przyjaciół i znajomych wśród których czuję się jak ryba w wodzie, ale też pięknie dopisali nowicjusze :) Z wieloma miałem okazję porozmawiać, a nawet mocno się zaprzyjaźnić :P Wybaczcie ale to dla mnie zbyt intymne, żebym tutaj na blogu opowiadał szczegóły o tych wszystkich relacjach... :D Musi wam wystarczyć jedynie to, że w tym aspekcie to był najlepszy turnus.
    Ale też ogólnie patrząc na całość to czuło się niezwykłą otwartość jeden na drugiego, bez znaczenia czy ten ktoś to debiutant, czy nie. Może dlatego, że starsi byli na nowych pozycjach i stąd ta otwartość, być może tak, w każdym razie dało to bardzo pozytywny skutek. Nie czuło się jakikolwiek dysproporcji. Poza tym takiej super pogody jak była na ostatnim turnusie, to ja nie pamiętam. No i po 15-stu latach siedziałem na koniu, bynajmniej nie tyłem i nie reklamowałem Old Spice :D Dzięki wielkie tym wszystkim, którzy mi to umożliwili. Miałem też w trakcie 3 konferencje na temat wiary w Trójcę Przenajświętszą, starałem się jak najprościej i jak najkrócej mówić na te, w końcu nie łatwe tematy. Sądzę, że w miarę mi się udało, żeby nie były one za długie i trudne. Ale to musieliby się podzielić Ci wszyscy, którzy ich słuchali, może ktoś się odważy?.... :)

      W tym czasie gdy byłem na turnusie, robiono mi remont łazienki. To jest kolejny pozytywny aspekt tego mojego wyjazdu. Choć było mi bardzo przykro, że mama musiała zostać i przeżyć ten czas remontu w domu. A sami wiecie, że łazienka to jedno z newralgicznych miejsc w domu, ale moja mama to jednak twardy charakter i dała rady mimo 82 lat jakich sobie już liczy... Dzisiaj już jest po wszystkim, głównie dzięki rodzinie i przyjaciołom, którzy przyszli i wysprzątali całe mieszkanie :) Kiedy ja przyjechałem, to praktycznie nie było żadnego już śladu po remoncie, to naprawdę wielkie, i z tego miejsca Wam dziękuję :)

    Z pracą na razie cisza, może coś we wrześniu się ruszy. Nikt teraz przy zdrowych zmysłach w trakcie tych upałów, nie myśli o zatrudnianiu... Póki co mam wakacje, oby nie za długo.... Oki zmykam do jakieś książki, a potem może jakiś meczyk na mieście, zobaczy się...
Pozdrawiam wszystkich czytających:)

poniedziałek, 8 lipca 2013

Nowy okres rozpoczęty

Oj zachwaścił się ten mi mój blożeg... :P No ale tak to jest, gdy się jest wolnym i bezrobotnym człowiekiem i korzysta się z przepięknej słonecznej pogody i nie bardzo się chce siadać przy kompie :)

Niestety nie przedłużyli mi umowy o pracę i nie bardzo się zapowiada, żebym mógł wrócić... I z tego co się dowiedziałem, to powinienem się wpieprzać na Unię i na nasz rząd, otóż od przyszłego roku mają być obcięte dotacje na zatrudnianie osób niepełnosprawnych w zakładach pracy chronionej. Co za tym idzie koszt pracownika niepełnosprawnego i sprawnego się wyrównuje i idąc dalej tym tokiem myślenia - jak sądzicie, kogo teraz będą firmy i zakłady pracy zatrudniać??? Wszystko przekuwamy na pieniądze, stajemy się uzależniani od niego, a przecież tak nie powinno być. Znam jedną osobę niepełnosprawną, która bardzo się cieszyła z pracy w firmie, której i ja pracowałem. Jest chora na stwardnienie rozsiane i porusza się już coraz gorzej. Dzięki tej pracy zarabiała na leki, czuła się potrzebna rodzinie, bo praca była dla niej swoistą rehabilitacją, a teraz za każdym dniem ze strachem otwiera komputer obawiając się wypowiedzenia... i dlaczego?? Bo nie jest rentowne zatrudniać takich pracowników jak ona!! To naprawdę staje się chore i nie wiem dokąd my wszyscy zmierzamy... Ja oczywiście się nie poddam i będę szukał pracy, ale po wakacjach. Bo i tak na wakacjach rzadko zatrudniają, a po drugie, skoro mi zafundowano wolne, to go wykorzystam, a co :)

Za tydzień, witaj Głogowie :) Jadę na turnus razem z moim stowarzyszeniem "Modlitwa i Czyn" z Zabrza. Jeszcze tylko muszę przygotować się do tego wyjazdu, no i z fachowcem od łazienek uzgodnić szczegóły remontu, bo nie wiem czy pisałem, ale będę remontował łazienkę. Wymieniają nam rury wodno-kanalizacyjne, no i siłą rzeczy zbombardują nam łazienkę i trzeba będzie ją wyremontować. Nie wiem kiedy tu się pojawię, bo jak widzicie całkiem sporo mam do roboty na tym bezrobociu :)

Pozdrawiam słonecznie wszystkich czytających

P.S. Bym zapomniał, dzięki wszystkim tym, którzy mnie wspierali ostatnio dobrym słowem. No i oczywiście gdybyście mieli jakąś ofertę dla mnie pracy, natury wszelakiej, byleby nie urągała mojej godności :) to jak najbardziej jestem na te oferty otwarty :)

sobota, 22 czerwca 2013

chyba zaczynam nowy etap :)

Tak sobie myślę, że kilka osób podążyło tutaj na bloga czytając wcześniej aktualny komentarz do niedzielnej ewangelii na stronie www.jaslo.franciszkanie.pl ... Dlaczego tak myślę? Ano w komentarzu zawarłem informację o utracie pracy, a raczej jej nie przedłużeniu przez pracodawcę.
Co prawda jest jakieś 10%, że jednak otrzymam papiery rekrutacyjne na kolejną umowę. Jednak w takich przypadkach firma przysyłała te papiery na ok. 3 tyg. przed końcem umowy, a dzisiaj mamy 22-gi, umowa kończy mi się ostatniego, a papierów niet... Z resztą po rozmowie z kierowniczką tylko się upewniłem, że tych papierów nie będzie. I muszę się Wam przyznać, że ze spokojem ten fakt przyjmuję. Jasne, nie będzie łatwo zaspokoić taką dziurę budżetową, nie za dużą, bo otrzymywałem najniższą krajową, ale jakoś dziwnie jestem spokojny :)
W końcu oddałem Jezusowi życie, no to skoro tak się rzeczy mają, to niech prowadzi dalej. Bo jak dotąd czułem całkowicie bezpieczny przy Jego prowadzeniu. A kiedy dzisiaj przeczytałem co nasz Franciszek mówił na kazaniu, to już całkowicie się uspokoiłem ;) Nie byłbym sobą gdybym kilka zdań nie zacytował, cytuje za www.deon.pl:

«(…). Nie możecie służyć Bogu i Mamonie!'. I dalej: 'Dlatego powiadam wam: Nie martwcie się o swoje życie, o to, co macie jeść i pić'". W zrozumieniu tego - powiedział Papież - pomaga nam rozdz. 13. Ewangelii św. Mateusza, opowiadający o tym, jak Jezus wyjaśnia uczniom przypowieść o siewcy. Mówi, że ziarno, które pada między ciernie, zostaje zagłuszone. A kto je zagłusza? Jezus mówi: 'bogactwa i troski doczesne'. Widać, że Jezus miał na to jasny pogląd". Tak więc "bogactwa i troski doczesne - podkreślił Ojciec Święty - zagłuszają Słowo Boże. I nie pozwalają mu wzrastać. I Słowo umiera, ponieważ nie jest chronione, zostaje zduszone. W takim przypadku służy się bogactwu albo doczesnym sprawom, a nie Słowu Bożemu". Papież, zwróciwszy uwagę na to, że Jezus w swoich wyjaśnieniach dawanych uczniom wprowadza element czasowy, zapytał się: "Co powodują w nas bogactwa i co powodują troski?". "Po prostu wyrywają nas z czasu", odpowiedział, wyjaśniając dalej: "Całe nasze życie opiera się na trzech filarach: jeden jest w przeszłości, drugi w teraźniejszości, trzeci w przyszłości. I to jest jasne w Biblii: filarem z przeszłości jest wybranie. Pan nas wybrał. Każdy z nas może powiedzieć: 'Pan mnie wybrał, ukochał mnie, powiedział do mnie: przyjdź, i w chrzcie wybrał mnie, abym szedł określoną drogą - drogą chrześcijańską'". Przyszłość to obietnica, którą Jezus dał ludziom: "Wybrał mnie - wyjaśniał dalej Biskup Rzymu - abym zmierzał ku obietnicy, dał nam obietnicę". Wreszcie, teraźniejszość "to nasza odpowiedź dana temu Bogu, tak bardzo dobremu, który mnie wybrał, który składa mi obietnicę i który proponuje mi przymierze; i ja zawieram z Nim przymierze". [...] "Nie zrywamy z przeszłością; mamy Ojca, który nas postawił na drodze. I także przyszłość jest pełna radości, ponieważ podążamy ku obietnicy, i troski nie dochodzą do głosu. Pan jest wierny, nie zawodzi. I dlatego Papież napomniał: "idźmy". Jeżeli chodzi o teraźniejszość, "róbmy to, co możemy, ale konkretnie, nie łudząc się i nie zapominając, że mamy Ojca w przeszłości, który nas wybrał".»
 Jakby było mało to oglądnąłem koncert fundacji "Mimo wszystko", która jest prowadzona przez Annę Dymną. Widząc wielu niepełnosprawnych aktywnie uczestniczących w różnych akcjach, byłbym ogromnym niewdzięcznikiem i zarazem głupcem, gdybym teraz zaczął użalać się nad sobą.
Bardziej trzeba mi będzie się bacznie rozglądać wokół, co też nowego mi życie przyniesie.... 
pozdrawiam wszystkich czytających... :)

P.S. No i już wiecie dlaczego będę częściej tutaj pisywał :)

poniedziałek, 17 czerwca 2013

o kilku ostatnich wydarzeniach

    No i wreszcie mamy słońce!!! I to takie, że daje mocno popalić!!! Ale ja lubię ciepło :) Wreszcie mogę w pełni korzystać z "elektryka". No i ostatni tydzień rzeczywiście był bogaty w wyjazdy, a powodem głównie były miastowe uroczystości. Najpierw Antoniański Dar Serca połączony z uroczystościami odpustowymi, w których miałem i ja osobisty jubileusz ;) Ano stuknęła mi podwójna czwórka. Potem Dni Jasła na których bardziej przejeżdżałem niż byłem:) ale po kolei...

    Po raz pierwszy chyba odpust u OO. Franciszkanów miał tak bogatą oprawę. Ale muszę przyznać, że był bardzo dobrze przygotowany. W przeddzień głównych uroczystości odbył się koncert Fioretti i tak przy okazji odniosłem wrażenie, że ludzie uczestniczący bardziej zostali "wciągnięci w imprezę" niż podczas koncertów Maleńczuka czy Czerwonych Gitar na Dniach Jasła. Widać, że braciszkowie znacznie lepiej wiedzą jak rozruszać towarzystwo. Z resztą atmosfera była jakby bardziej rodzinna, mniej anonimowa. A już furorę zrobił ojciec biskup, który następnego dnia w trakcie kazania próbował rozśmieszyć ludzi. Nie pamiętam już tych nazw kwiatów, które u niego rosną ale faktycznie samo ich wypowiedzenie powodowało śmiech... Inna sprawa, że muszę przyznać biskupowi rację w tym, że polski katolicyzm jest bardzo smutny, a nawet bym go nazwał cierpiętniczy. Uwielbiamy kiedy mamy do czynienia z męką Jezusa, na gorzkie żale czy drogę krzyżową przecież wciąż chodzi mnóstwo osób. Nie mówiąc już o Wielkim Czwartku, czy Piątku kiedy to kościół dosłownie pęka w szwach. Ale kiedy mamy do czynienia ze Zmartwychwstaniem, ze zwycięstwem Życia nad śmiercią,  to nie potrafimy się cieszyć tym w co wierzymy... Przecież na końcu naszej drogi czeka nas Zbawienie!! A my wciąż się zachowujemy jakbyśmy byli w żałobie... Oczywiście trzeba tę sytuację wypośrodkować, bo może nam grozić spłycenie naszej wiary, jednak czym innym jest wesołkowatość, która jest nastawiona na powierzchowność, a czym innym głęboka radość wychodząca prosto z serca!!! I o tę radość mi chodzi, kiedy to nieustannie na twarzy będzie gościł uśmiech dający pokój serca. To jest jasne, że Męka i Śmierć Jezusa była nieunikniona, by nasze grzechy zostały w ten sposób niejako "uśmiercone" wraz z Chrystusem, ale potem jest Zmartwychwstanie!! Bez Zmartwychwstania nasz wiara nie miałaby żadnego sensu!! I w sumie się nie dziwię, że młodzi nie chcą chodzić do kościoła, kiedy my jesteśmy tak zablokowani, że nie mamy odwagi nawet zaklaskać w trakcie mszy.. Sądzę, że potrzeba nam więcej spontaniczności w naszej wierze, a przede wszystkim nabrania do siebie nawzajem dystansu.. W tych zwariowanych czasach szczególnie potrzeba nam tworzenia wewnętrznej więzi z Bogiem i bliźnimi, tylko w ten sposób staniemy się prawdziwymi świadkami Chrystusa i to autentycznymi. Często wielu z moich przyjaciół i znajomych mówią mi, że jestem bez przerwy uśmiechnięty, ale zauważam, że gdy się uśmiecham to pozostali zaczynają też się uśmiechać. Bo otwartość rodzi otwartość!!! Spróbujcie więcej się uśmiechać a zobaczycie, że i do Was zaczną się uśmiechać, ja na pewno :) !

     A co do Dni Jasła, to spotykałem wiele twarzy smutnych, samotnych i to wcale nie chodzących samemu, bo często dana osoba była z kimś, a jednak wzrok mówił co innego... Niewielu dostrzegłem, którzy byli autentycznie radośni... nie mówię o dzieciach, bo one mają swój świat :)

Na dzisiaj tyle, ale pewnie w niedługim czasie będę tu częściej pisywał, a to dlatego, że będę miał więcej czasu... Ale o szczegółach jeszcze powstrzymam się i opiszę to w następnym wpisie... Już niedługo :) Pozdrawiam wszystkich czytających ;)

środa, 5 czerwca 2013

O Papie

Jestem po lekturze książki pt.: "Jezuita. Papież Franciszek" i powiem Wam, że rewelacyjnie się czytało. Ten wywiad został zrobiony na długo przed wyborem na Papieża. Ale gdybym przeczytał tą książkę jeszcze przed konklawe, to uważałbym go za prawdziwego papabile. Jego prostota wypowiedzi i charyzma po prostu powala na kolana! Teraz wcale się nie dziwię, że nie zamieszkał w pokojach watykańskich, bo po prostu nigdy tego nie robił. Gdy był arcybiskupem Buenos Aires też mieszkał w schludnym mieszkanku i nic sobie z tego nie robił. A miał do dyspozycji pałac arcybiskupi, ale tam tylko "szedł do pracy"... No i teraz jest dokładnie tak samo:)

Podzielę się z Wami 2 fragmentami z książki, które szczególnie mnie dotknęły. Pierwszy z nich mówi o "kulturze spotkania", czyli tworzeniu relacji międzyludzkich: "...warto się głęboko zastanowić nad tym, czym jest «kultura spotkania» między osobami. Kultura ta zakłada przede wszystkim, ze drugi ma mi wiele do zaoferowania; że muszę podchodzić do niego w postawie otwartości i słuchania, bez żadnych uprzedzeń. To znaczy, że nie mogę myśleć, iż skoro ma odmienne od moich poglądy albo jest ateistą, to nic nie może wnieść do mojego życia. To nie tak. Każdy człowiek może może wnieść coś do naszego życia i każdy może coś od nas otrzymać. Uprzedzenia stanowią jakby mur, który uniemożliwia nam spotkanie." I to wg mnie nazywa się prawdziwa TOLERANCJA!!!


  

A drugi fragment odnosi się do przebaczania drugiemu: "... Przebaczenie musi być związane z dwiema postawami. Jeśli ktoś coś mi zrobił, mam mu wybaczyć. Ale moje wybaczenie dociera do drugiego, gdy ten czuje skruchę i wynagradza. Człowiek nie może powiedzieć:  «Wybaczam ci, nic się nie stało».... Mam być gotowy na udzielenie przebaczenia, ale staje się ono rzeczywistością wtedy, kiedy odbiorca jest w stanie je przyjąć. A jest w stanie przyjąć, gdy za wszystko żałuje i chce naprawić to, co zrobił. W przeciwnym razie osoba, której przebaczam, zostaje - mówiąc językiem futbolu - na pozycji spalonej. Czym innym jest przebaczać, a czym innym być w stanie je przyjąć. Jeżeli uderzę swoją matkę, a potem poproszę ją o wybaczenie za świadomością, że jeśli nie będzie mi się podobało jej zachowanie, znów ją uderzę, to one być może mi przebaczy, ale ja tego przebaczenia nie przyjmę, bo mam zamknięte serce. Innymi słowy, na otrzymanie przebaczenia trzeba być przygotowanym." Genialne spojrzenie na przebaczenie z punktu osoby obrażającej, a przyznaję, że jakoś nigdy nie popatrzyłem na tę sprawę z takiej perspektywy. Można powiedzieć, że pełne przebaczenie dokonuje dopiero wtedy, gdy obie strony uświadomią sobie to co zrobiły. Niby oczywiste, ale nie zawsze na to zwracamy uwagę. I tak mógłbym jeszcze długo spisywać fragmenty, ale myślę, że tymi dwoma zachęciłem Was do poczytania :)
A tak przy okazji, to powiedziałem sobie, że ze swej strony zrobię wszystko by Go osobiście spotkać i popatrzeć Mu głęboko w oczy :) A czy tak będzie, to wola Pana!
Trzymajcie się....sucho:)

niedziela, 2 czerwca 2013

"Jednego Serca, Jednego Ducha" i o Adoracji

Kończy mi się fajny weekend i aż żal, że nie może trwać dłużej. No ale taka kolej losu... W Boże Ciało miałem możliwość uczestniczyć w koncercie "Jednego Serca, Jednego Ducha" w Rzeszowie, który jak co roku jest prowadzony przez Janka Budziaszka (perkusistę Skaldów) i księdza Mariusza Mika odpowiedzialnego za Odnowę w Duchu Św. w diecezji rzeszowskiej.
Jest to jeden z nielicznych koncertów, gdzie właściwie nie ma jakiś gwiazd muzyki, a jeśli są, to zdecydowanie w cieniu tego, Kto zawsze tam króluje i dla Niego jest wyśpiewywana chwała. Ja szczególnie obdarzam ten koncert sentymentem, gdyż jakieś 4 czy 5 lat temu miałem okazję dać świadectwo w trakcie tegoż koncertu. To właśnie tam miałem okazję, poznać osobiście Janka Budziaszka, Marcina Pospieszalskiego czy Roberta Cudzicha. Osoby o wieloletnim doświadczeniu muzycznym, a jednocześnie niezwykle pokorni wobec Jezusa. Jest to dla mnie niezwykłe, że mimo upływu tylu lat wciąż witają się ze mną serdecznie i mnie pamiętają... Ale to tak chyba to wszystko działa, że ludzie wyznający Jezusa są po prostu sobie nawzajem bliżsi, nie gwiazdorzą, a są radośni, szczerzy i otwarci. Koncert był naprawdę super, chociaż odniosłem wrażenie, że jakby mniej niż poprzednimi laty było modlitwy w trakcie koncertu. Ale możliwe, że to było związane z trwającym Festiwalem Wiary w Rzeszowie, i następnego dnia miała być prowadzona na rynku przez New Life M. wielka Adoracja Najświętszego Sakramentu. Zresztą i widownia tego koncertu się trochę odmłodziła, to też mógł być taki właśnie skutek. Myślę, że sporo przyjechało się trochę wyszaleć i "pobawić" w trakcie tego koncertu. Z resztą gdy pojawiły się chwile modlitewne czy świadectwa (które nota bene były niezwykle mocne), to zaraz słyszało się rozmowy i różnego rodzaju rozproszenia... Niestety nasza młodzież jest bardzo "medialna", jeśli nie dostanie bodźca w postaci obrazu, lub energicznej muzy, szybko się nudzi i "wyłącza". Nie jest to zbyt optymistyczne, ale tak właśnie jest.

W poprzednim wpisie informowałem, że czytam książkę o Papieżu Franciszku - jest niesamowita! Ale temu poświęce odrębny wpis i to już niedługo...

I jeszcze tak na gorąco podzielę się z Wami małą refleksją na temat "światowej Adoracji", że tak ją nazwę. Dzisiaj o jednej godzinie cały świat łączył się z Papieżem w modlitwie przed Najświętszym Sakramentem. Było to dość niezwykłe wydarzenie, bo cały czas miałem świadomość, że w tym samym czasie modlą się ludzie na wszystkich kontynentach, niezależnie od pory czasu. I tak sobie myślę, że taka modlitwa jest niezwykle potrzebna światu, naszemu krajowi, w czasie gdy wszelkie odmiany egoizmu szerzą się wszędzie. Aż dziw, że jeszcze żaden z wcześniejszych Papieży nie wpadł na to. Jak sądzę, to nie było jednorazowe, bo będą z tego wielkie owoce, czas pokaże jakie one będą. Ale tylko w ten sposób możemy "tchnąć" ducha w nas wszystkich, byśmy bardziej z radością, nadzieją, a nade wszystko miłością odnosili się do siebie... Pozdrawiam wszystkich czytających.

czwartek, 23 maja 2013

o SDM-ie, turnusie i Papieżu

Wczoraj byłem na koncercie SDM-u i muszę przyznać, że fajnie było sobie przypomnieć parę znanych kawałków, niestety w uboższych aranżacjach. Widoczny był jednak brak Marka Czerniawskiego (ten co na skrzypcach, nie mylić z altówką:)), jakoś tak smutniej na tym koncercie było. No i Myszkowski praktycznie samiutki jeśli chodzi o śpiew. Ale i tak fajnie było posłuchać:) Muszę jednak coś do tego dodać, otóż do szewskiej pasji doprowadzają mnie nie wyłączone komórki podczas czegokolwiek!!! Idzie zwariować, wczoraj też, chyba ze 3 razy komuś dryndało!!! Ja rozumiem, że każdy potrzebuje mieć kontakt z bazą, ale przecież ta baza stała na scenie!!! A jak oczekiwał jakiegoś ważnego telefonu, to przecież wyciszony można zrobić i nie przeszkadzać pozostałym. Kiedyś to było nie do pomyślenia, że podczas seansu filmowego, czy koncertu, czy mszy św., bierze ktoś komórkę i dzwoni, a w tej chwili to w trakcie rozmowy np. przy kawie, kiedy słyszymy dzwonek, natychmiast musimy zaglądnąć kto to też zadzwonił... Dla mnie to brak szacunku wobec osoby, z którą pijemy tą kawę czy cokolwiek. Wygląda to tak jakbyśmy byli uwiązani przez te telefony, wystarczy jeden dźwięk i nie wiem cobyśmy robili, to będziemy ręką sięgać po niego i rozmawiamy jakby nigdy nic. Wracając do koncertu to jeszcze napiszę, że spodobała mi się jedna piosenka, którą zagrali w 4 (bodajże) bisie: I tylko Ty sam. No po prostu miodzio:) Sądzę, że to będzie równie znana jak "Czwarta nad ranem" czy "Bieszczadzkie Anioły" i inne ich przeboje. Wklejam link do posłuchania: https://www.youtube.com/watch?v=LRUEkTC-X3I

Poza tym, to muszę się podzielić radosną wieścią, otóż raczej uda się mi pojechać na turnus do Głogowa. Dostałem zapewnienie od kierownika z pracy, że przy ewentualnym przedłużeniu umowy o pracę to dostanę urlop, no bo jeśli nie przedłużą jej, to i tak będę miał przecież duuużo czasu...  A o ewentualnym przedłużeniu  dowiem się koło połowy czerwca. Staram się dystansować od tego wszystkiego, ale nie jest to łatwe. Sytuacja na rynku pracy w Polsce nie najciekawsza, zwłaszcza jeśli chodzi o osoby niepełnosprawne, ale co ma być to będzie. Może trzeba będzie nowy rozdział w życiu rozpocząć... kto wie :)

Właśnie mi przynieśli paczkę z książkami, szczególnie czekałem na "Papież Franciszek, Jezuita", jest to wywiad rzeka z Papieżem. jestem ogromnie ciekaw tego co mówi, jest niezwykłym człowiekiem. Oczywiście podzielę się z Wami moim wrażeniami tej książki. Ale to za jakiś czas... Nic zmykam czytać, pozdrowienia dla czytających :)

sobota, 11 maja 2013

bł. Novarese

Podzielę się z Wami kilkoma myślami związanymi z dzisiejszym dość ważnym dniem dla mnie. Otóż dzisiaj w Rzymie w Bazylice Pawła Za Murami, kard. Bertone ogłosił ks. Luigi Novarese błogosławionym. Nie będę tutaj opisywał całego Jego życiorysu, a jedynie napiszę, że był niezwykle otwartym człowiekiem na osoby niepełnosprawne i głównie z ich pomocą utworzył wiele ważnych dzieł m. in. Cichych Pracowników Krzyża, którzy mają też dom w Głogowie. To tam razem z moimi przyjaciółmi ze stowarzyszenia "Modlitwa i Czyn" z Zabrza jadę na coroczny turnus rehabilitacyjny. Dla tych wszystkich, którzy chcą coś więcej się dowiedzieć o błogosławionym kieruję na stronkę: http://www.cisi.pl/cvs/ks-pralat-luigi-novarese.

Ja chciałbym raczej kilka słów napisać w związku z tymi wyjazdami turnusowymi do Głogowa, które mam okazję co roku przeżywać. Nie wiem co prawda, czy w tym roku uda mi się pojechać, decyzja zapadnie w najbliższych dniach, ale jest to jeden z nielicznych domów rehabilitacyjnych, w którym gości radość i nadzieja... A bywałem już w różnych miejscach i jakoś odnosiłem wrażenie, że te domy bardziej mi przypominają o końcu życia a nie jego pełni. Jest w pełni funkcyjny dla takich jak ja, a przede wszystkim daje dużą samodzielność, szczególnie gdy się ma wózek elektryczny. Przyznaję, że lubię tam jeździć, mam tam ulubioną knajpkę (nawet jestem rozpoznawalny w tej knajpce), przecież to oczywiste :P, ale nie to jest najważniejsze. Najważniejsi są ludzie i to zarówno z Głogowa, jak i Ci z którymi jadę na ten turnus, czyli z Zabrza. Zawsze są to fantastyczne 2 tygodnie oderwania się od codzienności, a dzisiaj kiedy miałem okazję widzieć część tych ludzi, to aż mi łezka poleciała. I zdałem sobie sprawę, że spoiwem tych wszystkich ludzi jest prawdziwa miłość, ta cicha nie szukająca interesu i wygody... uosobiona właśnie w dzisiejszym błogosławionym, który jako jeden z nielicznych rozumiał osoby niepełnosprawne. Traktował ich całkowicie normalnie i bez zbędnej pomocy. Ale także dostrzegł wielki potencjał, jednym z głównych zadań Cichych Pracowników Krzyża jest: "chory do chorego, za pomocą zdrowego". Niepełnosprawny może bardziej i lepiej dotrzeć do innego niepełnosprawnego za pomocą osoby zdrowej, i tak tam się dzieje. Będąc tam na turnusie, niepełnosprawni i wolontariusze, wszyscy czujemy się równi i chyba to jest takie niesamowite dla mnie i jednocześnie ważne. Oj chciałbym, żeby traktowano osoby niepełnosprawne wszędzie tak samo, nie tylko w takich miejscach. Ale jest to zadanie moje i poniekąd wszystkich tych, którzy to czytacie :)
Nic, zmykam bo zbyt ładny dzień, żeby siedzieć przy komputerze :)
A jakby Wam się nudziło i chcielibyście trochę zagłębić się w Piśmie Świętym to zapraszam na stronę: http://www.jaslo.franciszkanie.pl/aktualnosci/, są tam moje komentarze do niedzielnych ewangelii.
Pozdrawiam wszystkich czytających:)

sobota, 4 maja 2013

Majówka

I znów trochę minęło od ostatniego wpisu ale po prostu korzystam z wiosny i pewnie niezbyt często będę się tu pojawiał, co nie znaczy, że wcale:)

Aktualnie jestem w Sandomierzu i jest to jedna z najlepszych majówek jaką miałem okazję przeżywać ostatnimi czasami. Jednak nim napiszę kilka słów o Sandomierzu, chcę się z Wami podzielić wrażeniami z pobytu w Krakowie z poprzedniego weekendu.

Otóż głównym powodem mojego wyjazdu było wesele mojej serdecznej znajomej, ale pojechałem już w piątek, by mieć okazję pospacerować elektrykiem po Krakowie, a także spotkać się z osobami, których dawno nie widziałem. Jedna osoba to nawet specjalnie przyjechała do Krakowa, za co byłem szczególnie wdzięczny. W sobotę świetnie się bawiłem na weselu (wybaczcie ale to zbyt prywatna rzecz, by na blogu opisywać hulanki swawole... itd. itp. :P ), a w niedzielę po 12-stce u Dominikanów miałem okazję odbyć samotny spacer po Kazimierzu... A muszę wam przyznać, że uwielbiam tę żydowską dzielnicę Krakowa. Kiepsko się jeździ, bo drogi brukowane, ale klimat nieziemski. Od dawna marzyłem, by móc się po szwendać bez celu i obranej trasy, tam gdzie mnie joystick zaprowadzi :) I tak się właśnie stało, miałem okazję pojeździć po różnych uliczkach, obserwowałem ludzi spacerujących, a przede wszystkim mogłem się nasycić tą chwilą samotności z wyboru. Był to dla mnie niezwykły czas poczucia się "sprawnym"...

Minęło trochę więcej niż tydzień i znów mam okazję spacerować elektrykiem, tym razem w Sandomierzu. I od razu piszę, że nie jest łatwo, gdyż sporo kamienistej drogi, która nie ułatwia jazdy. Ale jest też trasa dla rowerów, po której można bezproblemowo się poruszać i wszystkich zachęcam sprawnych i sprawnych inaczej do wyruszenia do Sandomierza. Pogoda co prawda nie rozpieszczała ale i tak udało się codziennie wyjść na spacer, czy to po starówce, czy to nad Wisłę, czy chociażby do pięknego parku. No i widać, że wiosna ruszyła pełną parą! Wszędzie tutaj zielono i bardzo spokojnie, naprawdę można tutaj odpocząć. Chociaż tak po prawdzie, to nie tylko przyroda pozwala mi tu odpoczywać, ale przede wszystkim rozmowy z moimi przyjaciółmi. Póki co to tyle w tym wpisie, zaraz obiad, a potem ostatni etap mojej Majówki, wypad na ranczo :)

czwartek, 18 kwietnia 2013

taki mały wpis...

         I tak o to już ponad miesiąc minął od mojego ostatniego wpisu. A tyle zdążyło się wydarzyć w tym czasie, że aż trudno wszystko ogarnąć. I nawet nie będę próbował, bo za dużo tych rzeczy.
      
         Przed świętami to praktycznie nie było szans tu zaglądnąć, bo trzeba było się zająć przygotowaniami, organizacją ludzi, którzy chcieli nam pomóc w tych przygotowaniach. A przede wszystkim dla mnie okres Świąt Wielkanocnych jest przygotowaniem się duchowym do wielkiego wydarzenia. I dla mnie święta zaczynają się od Wielkiego Czwartku, a kończą Niedzielą Zmartwychwstania. Zresztą to jest sedno naszej wiary, bo gdyby nie było Zmartwychwstania, to niczym by była nasza wiara w Jezusa i nasze zbawienie. A dla mnie ten świąteczny czas był szczególny, gdyż o. Gwardian poprosił mnie abym uczestniczył w Liturgii Wielkiego Czwartku w obrzędzie umycia nóg. Dzięki temu mogłem bardziej się wczuć w sytuację św. Piotra... Przyznaję, że jest to niezwykłe doświadczenie, gdy kapłan myje Ci nogi. I ta świadomość, że to tak naprawdę Jezus czyni... Niezwykłe dla mnie doświadczenie również z racji bycia niepełnosprawnym, jestem niejako przyzwyczajony, że ktoś zawsze mi w czymś pomaga, to jednak w tej sytuacji uświadomiłem sobie, jak bardzo musi nas Jezus kochać, żeby się "zniżyć" do naszego człowieczeństwa i nam usługiwać. Bardzo to było dla mnie cenne doświadczenie.
      
         A po świętach jak mnie złapał nerwoból w prawym barku, to ponad tydzień nie mogłem prawie nic robić. Na szczęście moja praca polega głównie na tym, że ją mogę wykonywać głównie za pomocą myszki, dzięki temu mogłem wszystko czynić lewą ręką (a jestem leworęczny). Jednak pisanie na klawiaturze było praktycznie niemożliwe i głównie dlatego nie było wpisów... Dzisiaj jest już o wiele lepiej, ale ręka pobolewa i wciąż od czasu do czasu jeszcze dokucza... Trzeba przyznać, że te zbliżające się 2 czwórki w ilości wieku przeżytego dają mi wyraźnie do zrozumienia, że młodzieniaszkiem to ja już nie jestem.... :)

        Oczywiście udało mi się, ale dopiero w samą procesję rezurekcyjną rozpocząć "sezon wózkowy", a dopiero w ostatnia niedzielę mogłem już na spokojnie pospacerować na elektryku. Za to w ten najbliższy weekend mam promocję z nieba. Otóż wybieram się do Krakowa na wesele znajomej. Jadę jutro tj. w piątek i wracam w niedzielę, biorę ze sobą elektryka więc wierzę, że będę miał okazję pospacerować po uliczkach starówki w Krakowie, a może i na Kazimierz się wybiorę, kto wie... ;) Będę miał okazję zobaczyć wiosnę w Krakowie, z czego naprawdę jestem szczęśliwy. Ale także spotkać kilka, jeśli nie kilkanaście, bardzo życzliwych mi osób :)

       I na koniec chciałbym wszystkich zachęcić do odwiedzania strony www.jaslo.franciszkanie.pl (odnośnik jest u góry po prawej stronie) na której od soboty będą pojawiać się komentarze do niedzielnej Ewangelii mojego autorstwa.
Pozdrawiam wszystkich czytających...

niedziela, 17 marca 2013

O Wielkim Poście i małym zdarzeniu

Dzisiaj chciałbym z Wami podzielić się dwiema sprawami, które zdarzyły mi się dzisiaj...

Pierwsza, znacznie ważniejsza, to słowa człowieka mądrego, który podzielił się ze mną jak przeżywa okres WP w związku zrzeczeniem się urzędu papieskiego jak i też wybór Nowego Papieża.
Benedykt XVI poinformował o swojej decyzji w przeddzień Środy Popielcowej, niejako weszliśmy w ten Wielki Post bez pasterza, wielu z nas odczuło ogromne zaskoczenie z tego powodu, cisły się pytania: "to tak można?"; "dlaczego to zrobił, skoro Nasz Papież do końca, mimo cierpienia, nie ustąpił.....?". Przyznaję, że i Ja sam miałem z tym wiele wątpliwości, choć jakoś to próbowałem zrozumieć, (odsyłam do postu: "Seda vacante").

Ale można było tą sytuację porównać do symbolicznego włożenia woru pokutnego w tym okresie Wielkiego Postu. Nie mieliśmy Pasterza, giełda aż huczała od kandydatów, którzy ponoć mieli największe szanse. Pewnie każdy z katolików zadawał sobie pytanie jaki to będzie ten nowy Papież. I wreszcie w środę 13.03.2013 o godzinie 19.06 pojawił się biały dym... Można było go porównać do zapowiedzi Zmartwychwstania, była już radość ale towarzyszyła niepewność, a nawet pewne niezrozumienie co nas czeka, każdy się zastanawiał kto został Papieżem, jakim się okaże człowiekiem. I gdy wreszcie pojawił się w Oknie Błogosławieństw, a także Jego pokorna prośba do nas o modlitwę za Niego. Kiedy miałem okazję przez media towarzyszyć mu z przez pierwsze dni Jego pontyfikatu, choć oficjalnie go jeszcze nie zaczął, to rodzi się pewność, że nastąpiła prawdziwa "Wiosna Kościoła"- Nowe Życie. Z wielu stron słyszę komentarze, że wszyscy chcą Go słuchać, bo mówi językiem niezwykle prostym i zrozumiałym dla każdego.  Ważne to co mówi i jak mówi, a najważniejsze, że chce się Go słuchać... Bo Nasz Papież mówił wiele cudownych i mądrych rzeczy, był można rzec "Gigantem" w wierze, jednak niewielu Go słuchało... Zaczynaliśmy go słuchać dopiero wtedy kiedy pokazywał gdzie chodził na kremówki...

A wracając do Wielkiego Postu, to przeżywamy swoiste światowe rekolekcje, bo dzięki tej zamianie na tronie Następcy Św. Piotra, każdy się zatrzymał i miał okazję wsłuchać się w te słowa radości i pokrzepienia jakimi nas obdarza Ojciec Święty Franciszek... Jest to dla mnie jeden z niezwykłych okresów jaki mam okazję przeżywać. Ale chcę jeszcze dopełnić mówiąc jedną rzecz, otóż na to wszystko można spojrzeć tylko oczami wiary. Nie da się zagłębić w te wszystkie treści będąc daleko od Kościoła, owszem każdy pewnie zauważył, że jest niezwykłym człowiekiem, jednak inne akcenty będą zauważane. Media rozpisują się przede wszystkim o tym czy ubrał Krzyż ze złota, czy dalej nosi ten żelazny biskupi Krzyż... czy ubrał czerwone buty, czy dalej chodzi w swoich czarnych... czy czyta swoje przemówienia, czy pozwala sobie na improwizację.. itd. itd. Można mnożyć te wszystkie akcenty, które tak naprawdę są drugorzędne. Modlę się do Boga, żeby tym razem było inaczej. Czego przede wszystkim sobie życzę.

I druga sprawa o wiele mniejszej wagi, jednak zdecydowałem się tutaj napisać, bo to mniej lub bardziej mnie drażni... Chodzi mi o infantylne podejście w stosunku do mnie jako osoby niepełnosprawnej. Otóż dzisiaj będąc w Kościele usłyszałem od człowieka dwudziestokilkuletniego przywitanie: "co słychać piotruś?" :), no przyznam, że ręce mi opadły. Bo wiem, że nigdy by tak nie powiedział gdyby przed nim stanął twarzą w twarz czterdziestokilkuletni facet, a nie tak jak w tej sytuacji, człowiek siedzący na wózku. Z resztą miałem już w swoim życiu mnóstwo podobnych reakcji na zasadzie , "aj ti ti ti bobasku" :) M. in. w mojej rodzinie są osoby, które wciąż do mnie mówią per Piotruś, choć do moich rówieśników kuzynów nie ma takiego odnoszenia. Oczywiście jest to zdecydowana mniejszość takich reakcji i chwała Bogu :) Jednak wielokrotnie zastanawiałem się dlaczego tak jest. Czy siedzenie na wózku zradza taką infantylność? A może moje zachowanie powoduje taką reakcję, jednak jakoś inaczej mi jest przyjąć od cioci taką reakcję, a inaczej od Kogoś kto mógłby być spokojnie moim synem... Przyznaję, że do końca tego fenomenu nie mogę pojąć, jednak staram się być ponad to i nie zadawać się w jakieś głupie odzywki. Bo ci którzy chcą mnie poznać to wiedzą, że jestem 100% mężczyzną, a nie dzidziusiem ze smoczkiem :)

czwartek, 14 marca 2013

Mamy Papieża

No i mamy nowego Papieża.... do teraz nie mogę ochłonąć z wrażenia jakie na mnie wywarł swym powitaniem wczorajszym :) Z jednej strony bardzo zagubiony, niepewny w swych zachowaniach, co z resztą zrozumiałe, bo w końcu nie każdemu dane jest stać się papieżem. Jednak ta pokorna prośba o modlitwę wszystkich nas, bo przecież miał świadomość, że ogląda go cały świat, była czymś co spowodowało zwilgotnienie moich oczu...
Urzekł mnie od pierwszego wejrzenia, i jestem pewien, że będą dziać się wielkie rzeczy w czasie Jego pontyfikatu. Już nie mogę się doczekać Jego ingresu i homilii przez Niego wygłoszonej.

Jeszcze jedna refleksja: przeglądam tę telewizję, słucham radia i nie mogę się oprzeć wrażeniu, że ta życzliwość bardzo szybko się skończy, gdy nastąpią Jego pierwsze wystąpienia. Kiedy świat usłyszy, że nie ma szans na zezwolenie związków partnerskich, aborcję, eutanazję itd. itp., po prostu na czysty hedonizm... I pewnie będą znów ujadać, że ten Kościół taki zacofany, konserwatywny, nie dostosowujący się do współczesnego świata... A ten papież niby taki serdeczny, okazujący miłość, tylko jakiś taki nieugięty.... A przecież Kościół musi być konserwatywny, bo bez tego nie dałoby się dochować nauki Jezusa... Myślę, że teraz będzie czas bycia autentycznym świadkiem, nie wystarczy tylko przyjąć sakramenty, ale trzeba będzie dzielić się wiarą "przeżywaną", a nie tylko "wyznawaną"... teraz mykam ale jeszcze pewnie nie raz będę o nim pisał a może i mówił...... :)
Dobrej nocy wszystkim czytającym, duża buźka:*

poniedziałek, 11 marca 2013

moje ewangelizowanie

hmmmmm ciekawy mam ten Wielki Post.... muszę przyznać, że się nie nudzę w tym czasie :) Miałem już okazję 2 razy uczestniczyć w rekolekcjach wielkopostnych i w trakcie nich mówić swe świadectwo nawrócenia. Zdecydowanie lepiej mówiło mi się do młodzieży z średnich szkół. Jednak nie jest łatwo mówić do dzieciaków z podstawówki, zwłaszcza gdy siedzą razem z "młodzieżą" gimnazjalną... Nie jest to najlepsze rozwiązanie... Natomiast do "średniaków", bajka :) Nawet wtedy gdy się jest na sali gimnastycznej i słucha Cię jakieś 500 osób... Ale za każdym razem, gdy dzielę się swym życiem, upewniam się co do jednego: młodzi potrzebują autentyczności i pewnego rodzaju radykalizmu. Nie mówiąc już o wsłuchaniu się w nich... W trakcie takiego spotkania staram się stworzyć możliwość dialogu, czy przez zadanie pytania przez mikrofon, czy pisząc je na kartkach. W większości można z tych pytań odczytać, że bardzo poszukują autorytetu i są niezwykle głodni miłości... Mimo wszystko, że świat jest taki jaki jest, to muszę przyznać, że mamy wciąż wspaniałą młodzież, ja w nich wierzę:)

    Dzisiaj z kolei miałem okazję uczestniczyć w konferencji nt. "Nowej Ewangelizacji" i to co jakoś mnie najbardziej uderzyło, to gdy ks. Zbigniew Pałys mówił o kryzysie tożsamości. Wszechogarniający jest ten kryzys, zwłaszcza wśród młodzieży. Szkoła nie daje w dzisiejszych czasach konkretnych wzorców, osób do naśladowania, autorytetów. Młody człowiek szuka na oślep, idzie na skróty, bo ten świat prowadzi go taką złudną drogą. Wszędzie słychać, że "sprytny" i "mądry" to ten, kto się nie narobi a zarobi... Wartości takie jak: godność, przyzwoitość, szacunek do drugiego człowieka są passé. Główny nacisk jest kładziony na hedonizm i egoizm, aż strach pomyśleć jakie będą nasze pokoleniowe wnuki.... 


   I jeszcze jedna myśl z dzisiejszej konferencji: we wszystkich wspólnotach (zakonnych, modlitewnych itp.), radach parafialnych, ale i w rodzinie, w życiu powinno działać prawo miłości, czyli służba drugiemu człowiekowi. Jak ciężko jest znaleźć w obecnych czasach ludzi, którzy chcą Ci pomóc... Ja mam to wielkie szczęście :)

Pozdrawiam wszystkich czytających:)

wtorek, 5 marca 2013

Sede Vacante

No i znowu trochę zapuściłem tego bloga, no ale przecież nie obiecywałem, że będę tutaj codziennie ;) A chciałem napisać kilka słów o czasie kiedy nie ma papieża...
     
     Przyznaję, że się zasmuciłem kiedy słyszałem o decyzji Benedykta XVI-go. Zupełnie byłem tym zaskoczony, poczułem się jakoś dziwnie, bo skoro Duch Św. wybrał go, to czy można "samemu" podjąć taką decyzję? Nie pomyślałem ani przez chwilę, że to "ucieczka" od trudnych tematów kurialnych... I kiedy na spokojnie oglądnąłem tą relację z odczytania Benedykta XVI-go o rezygnacji i zobaczenia tego całego szumu medialnego, to zrozumiałem że Papież jest nieustannie na cenzurowanym. I zadałem sobie pytanie patrząc na swą mamę, która jest coraz słabsza i męczy się przy swych codziennych obowiązkach, które robiła bezproblemowo jeszcze 2-3 lata temu. A czy właśnie takie osłabienie nie nastąpiło u Benedykta... A świat pędzi nieubłaganym rytmem i potrzebuje Kogoś kto będzie mógł nadążyć w tych wszystkich trudnych sprawach Kościoła. A gdyby jeszcze założyć taką sytuację (bo nic mi o tym nie wiadomo), że Papież zachorował na alzheimer'a (czego mu z całego serca nie życzę), to przecież bycie papieżem w takiej sytuacji byłoby niemożliwe, groziłoby nawet wyśmiewaniem przez laickie środowiska godności jaką by sprawował Benedykt XVI-y. Można by mieć pytanie do Boga, jeśli tak jest, to dlaczego Go nie zabierze do siebie teraz, kiedy jeszcze jest w miarę sprawny? No i tak sobie myślę, że Benedykt może teraz więcej dla nas wszystkich zrobić, omadlając wybór nowego papieża, jak i też te wszystkie bolące sprawy kościoła, i w ten sposób być bardziej pożytecznym, niż piastując posługę papieża... Ale to są tylko moje myśli i próby wyjaśnienia, bo tak po ludzku to bardzo mi szkoda tego pokornego człowieka... Pamiętam jak dziś kiedy Papież odwiedził Polskę w 2006 r. i podczas tej pielgrzymki miałem okazję spotkać się z Nim twarzą w twarz:) Było to w Łagiewnikach, kiedy spotykał się z ludźmi chorymi i niepełnosprawnymi. Przechodząc przez środek kościoła zatrzymał się bardzo blisko mnie, popatrzyliśmy sobie głęboko w oczy, chciałem Go o coś zapytać, ale głos ugrząsł w gardle... Jednak to spojrzenie zapamiętam do końca życia: pełne miłości, niezwykłego spokoju, a nade wszystko pokory. Dotknąłem tylko Jego ręki, niestety nie dałem rady już, by ucałować Jego dłoń. Jak do tej pory nie miałem bliższego kontaktu z Papieżem, owszem spotykając się na pielgrzymim szlaku z Janem Pawłem II byłem kilka razy dość blisko, ale nigdy tak jak właśnie wtedy.. Oczywiste jest, że porównywałem ich obu i zawsze dochodziłem do wniosku, że to bez sensu. Obaj odznaczali się wielką pokorą i świętością, a byli inni, bo w końcu mieli różne charaktery. Jednak z biegiem czasu bardzo doceniam to moje osobiste spotkanie z Benedyktem... W tej chwili modlę się o dobry wybór nowego papieża, bo przed nim niezwykle trudne zadania, o wiele trudniejsze niż były przed Janem Pawłem II-gim czy Benedyktem XVI-tym...
Dzisiaj tyle, ale pewnie jeszcze w tygodniu coś tutaj napiszę, bo sporo się dzieje w ostatnim czasie u mnie... No i wiosna nadchodzi, i może uda się jeszcze w tym tygodniu rozpocząć "sezon elektryka" :)
Pozdrawiam wszystkich czytających :)